Dla Izraelitów – tak jak dla wielu ludów, w ich czasie i kiedy indziej, w ich okolicy i gdzie indziej – wojna była stałą częścią życia. Wojna, albo przynajmniej jej możliwość, jej groźba.

Ale dla wierzących w jedynego Boga wszystko miało z Nim związek, wszystko się do Niego odnosiło: natura – stworzona przez Boga, dzięki której objawia On swoją chwałę. I historia: zdarzenia z życia poszczególnych ludzi i całego narodu. Więc i wojna była zdarzeniem, które w jakiś sposób objawiało Boga, mówiło o Jego działaniu, o Jego potędze i o Jego miłości.

Kiedy wojna była zwycięska – kiedy Bóg „wrzucił w morze rydwany faraona i jego wojsko” – to oznaczało opiekę Boga, Jego wierność, Jego miłość, Jego siłę i władanie nad historią.

Kiedy przychodziła klęska, był to znak, że lud oddalił się od Boga, że utracił kontakt z Nim – i że w ten sposób Bóg wzywa do nawrócenia.

Tak widziano działanie Boga we wszystkim, także w dramatycznych wydarzeniach ludzkiej historii. Ale prorocy patrzą dalej, patrzą poza historię – mówią o czasach mesjańskich, czasach ostatecznych, o czasach, które wykraczają poza znaną nam logikę. I oto jeden z elementów tych czasów: nie będą się zaprawiać do wojny. To coś więcej niż pokój: to pokój, który jest stały i trwały; to bezpieczeństwo, którego nie trzeba bronić, które opiera się na obecności Boga, a nie na nietrwałych sojuszach czy na niepewnej równowadze zbrojeń.

I tak prorok Izajasz obiecuje, że „nie będą się więcej zaprawiać do wojny” (Iz 2,4).

Co to znaczy, dla mnie? to znaczy poza sensem polityczno – militarnym? Chcę żyć w pokoju ze wszystkimi; w pokoju. Ale co to znaczy? oczywiście, brak konfliktów; ale prorok Izajasz mówi o czymś więcej: nie mówi on, że „nie będzie wojny”. Mówi, że „nie będą się zaprawiać do wojny”. Co to znaczy? Pragmatyczni i wojowniczy Rzymianie mówili „si vis pacem, para bellum” – jeśli chcesz pokoju, gotuj się do wojny. Ja oczywiście, nie prowadzę wojny i staram się żyć w pokoju – ale. Ale uświadomiłam sobie, że w moim sercu, w moich myślach jest strasznie dużo niepokoju, gniewu – i też przygotowań do tych maleńkich, lokalnych „wojen”. Te wojny są bardzo lokalne, bo toczą się tylko w mojej głowie; ale to nie znaczy, że przestają być wojnam Kiedy cokolwiek się dzieje, kiedy cokolwiek mi się nie podoba – włącza mi się płyta z nagraniem: „bo jak ona tak, to ja jej powiem – bo ona nie powinna – bo przecież ona też tak robi – bo jakbym ja jej powiedziała…” – co to jest? to jeszcze nie jest konflikt, bo to – dzięki Bogu – najczęściej pozostaje wewnątrz mnie. Ale to jest przygotowywanie się do wojny.

Jest to mechanizm ewolucyjnie uzasadniony i pożyteczny: żeby wyciągać wnioski z doświadczeń, żeby przygotowywać się do możliwych trudności. I ten mechanizm znajduje swoje miejsce także w życiu duchowym: bo Maryja „zachowywała i rozważała w sercu” wszystko, co dotyczyło Jezusa. Tak. Ale – po grzechu pierworodnym – stał się nieuporządkowany: stał się niepotrzebnym zaangażowaniem w konflikty tylko możliwe; wyścigiem zbrojeń.I jak każdy wyścig zbrojeń – jest to marnowanie sił i zasobów, i energii. A przecież Bóg powiedział, przez proroka Izajasza „nie będą się zaprawiać do wojny”.

„Nie będą…” – to jest ciekawa forma gramatyczna: to może wyrażać zobowiązanie (bo tak tez były sformułowane przykazania: nie będziesz zabijał), ale to przecież jest też, po prostu, czas przyszły. A więc stwierdzenie tego, jak będzie. A więc obietnica Boga.

Co można zrobić, żeby się spełniła?

Można próbować wyłączyć to „ja narracyjne”, które ciągle gada; ale może lepiej dać mu coś innego do mówienia? na przykład dziękowanie Bogu, za osoby, z którymi się spotykam. Modlitwa za nie. Błogosławienie.

I jeszcze można powtarzać sobie to zdanie z proroka Izajasza, tę obietnicę: więc za każdym razem (a zdarza mi się to kilka razy dziennie, jeśli nie kilkanaście), kiedy zauważam u siebie takie myśli, powtarzam sobie „nie będziesz się zaprawiać do wojny”.

Magda