W czasach, kiedy nie było jeszcze zamrażarek ani sklepów zaopatrzonych we wszystko, robiło się zapasy na zimę. Chodziło o to, żeby zakonserwować owoce, których latem i jesienią było dużo: żeby można było zjeść coś dobrego, poczuć smak lata także w chlapie jesieni i mrozie zimy (kiedy jeszcze były mroźne zimy).

Myślę sobie, że chciałabym zrobić duchowe zapasy na duchową zimę: z dni radości, obfitości, entuzjazju; z dni, które przeżywam.

Co się stało? Co roku spotykamy się z siostrami, rozmawiamy o naszym życiu, dzielimy się doświadczeniami, czasem coś planujemy. Te spotkania zawsze były dla mnie bardzo trudne – nie wiedziałam, co mówić, jak mówić; nie umiałam słuchać innych, nie rozumiałam ich doświadczeń. A w tym roku – coś się stało – i wszystko było inaczej. I nawet, kiedy mówiłyśmy o trudnościach w porozumiewaniu się , to – to było porozumienie.

Ale nie tylko nie było problemów, było coś, co nazywam wymyślonym słowem: współmyślenie. To wtedy, kiedy się rozmawia, a może i dyskutuje, ale ostatecznie wszystko składa się w jedną całość.

I jeszcze odkryłam mądrość siostry, z którą od lat miałam problemy. I jeszcze… och, wszystko. Rozmawiałam i słuchałam, śmiałam się i płakałam… i nie tylko ja, bo czułam tez, że i dla innych to był dobry czas, czas łaski.

A teraz chciałabym go wsadzić do słoika i mieć – i móc otworzyć, kiedy będzie zimno i źle (bo kiedyś będzie, to wiadomo). I to robię: opowiadając, zapamiętując, dziękując.

Magda