(próba uporządkowania myśli po pewnej dyskusji o Deklaracji Praw Człowieka)
To, co wiem o człowieku – o sobie i o innych – wynika z mnóstwa źródeł: doświadczeń, myśli, książek... I oczywiście wynika z wiary, bo Chrystus jest „pełnią objawienia” nie tylko dlatego, że w Nim Bóg nam się objawia, ale też dlatego, że Chrystus objawia człowiekowi – człowieka.
Ale tu rodzi się pytanie: a co wie o człowieku ktoś, kto nie przyjmuje objawienia Chrystusa?
Człowiek może – dzięki własnemu rozumowi – odkryć coś o Bogu. To coś oczywiście nie będzie pełne, ale to nie znaczy, że będzie fałszywe. A co z poznawaniem człowieka? Wydaje mi się, że tak samo – że musi być tak samo (bo przecież wszyscy mamy tę samą ludzką naturę, wszyscy mamy duszę nieśmiertelną i jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga) – i że to oznacza, że można się porozumieć co do spraw ludzkich (takich jak życie, śmierć, miłość...) niezależnie od wyznawanej wiary czy niewiary.. Ale to jest moje głębokie przekonanie (że tak jest i że tak musi być), którego jak na razie nie umiem uzasadnić.
A Wy, co o tym myślicie?
Magda