Śluby składa się w czasie Mszy św. To niby oczywiste, ale pozwoliło mi to odkryć wymiar eucharystyczny ślubów zakonnych. Chodzi mi głównie o modlitwę towarzyszącą Przygotowaniu Darów (która, niestety, często jest zagłuszona jakąś pieśnią):

Błogosławiony jesteś, Panie, Boże wszechświata,
bo dzięki Twojej hojności otrzymaliśmy chleb,
który jest owocem ziemi i pracy rąk ludzkich,
Tobie go przynosimy, aby stał się dla nas chlebem życia.

Błogosławiony jesteś, Panie, Boże wszechświata,
bo dzięki Twojej hojności otrzymaliśmy wino,
które jest owocem winnego krzewu i pracy rąk ludzkich;
Tobie je przynosimy, aby stało się dla nas napojem duchowym.


Bo to samo zdarzyło się / dzieje się z moim życiem.

Moje życie – to czym jestem – jest darem Bożym, pochodzi z Jego hojności. Jest „owocem ziemi”: genów moich rodziców i przodków, wpływów otoczenia... jest też „owocem pracy rąk ludzkich” – wielu ludzi miało na mnie wpływ, czy tego chcieli, czy nie chcieli, dobry czy zły; ale przede wszystkim jestem tym, czym się stałam dzięki moim własnym wyborom.

I teraz to wszystko przynoszę Bogu, chociaż tak naprawdę nie mogę Mu nic ofiarować: wszystko przecież należy do Niego. Przynoszę Mu moje życie, aby stało się czymś dobrym – „chlebem życia”, „napojem duchowym”; abym mogła żyć, jak mówią nasze Konstytucje „dla chwały Boga i dla zbawienia bliźnich”.

Bo co się później dzieje z chlebem i winem? Po Konsekracji stają się Ciałem i Krwią Chrystusa, tak samo moje życie ma być i może być zjednoczone z Chrystusem: „teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus”. Ale to jeszcze nie jest koniec: chleb i wino stają się dla nas pokarmem. Więc to, co ofiarowaliśmy Bogu, tak naprawdę otrzymujemy z powrotem, my i inni, i to jako dar znacznie większy, niż to, co daliśmy. I tak samo jest / będzie z moim życiem: Bóg nigdy nie pozwoli zwyciężyć się w hojności; jeżeli coś Mu dajemy to tak naprawdę my na tym zyskujemy...

Magda