Byłam na kursie o sztucznej inteligencji i byłam tym zafascynowana, wstrząśnięta, zainteresowana, przerażona.... i próbowałam podzielić się tym z siostrami, ale nie umiałam tak tego opowiedzieć, żeby je to zainteresowało.
Postanowiłam więc przejść do „metod poglądowych” w nauczaniu. [Na spotkanie wspólnoty] Przyniosłam komputer, podłączyłam ekran do telewizora i powiedziałam, że teraz wszystkie możemy być artystami: powiemy sztucznej inteligencji, co chcemy namalować, a ona to za nas zrobi.
Pierwsza rekacja nie była bardzo zachęcająca, ale wreszcie Giovannina rzuciła hasło „kotki w Rzymie”. Kotki okazały się idealne, puchate i słodkie, a tło przedstawiało miasto i to mógłby być też Rzym.
Potem Elena zaproponowała „dom w górach” i tu też praca odpowiadała opisowi.
Diega (historyk sztuki) podyktowała „dwunastoczęściowy witraż gotycki”. No cóż, sztuczna inteligencja chyba nie umie za dobrze liczyć, ale Diega oceniła, że przynajmniej witraż jest gotycki.
„Alleluja”. Zastanawiałyśmy się, jak sobie z tym poradzi – bo w końcu to nie jest coś konkretnego, co można namalować – ale wynikiem był całkiem zadowalający śpiewający anioł.
Potem, żeby sprawdzić, czy sztuczna inteligencja zna się na filozofii, Martina podałą temat metafizyka. Efekt był... no cóż... metafizyczny?
Po początkowym zakłopotaniu dobrze się bawiłyśmy i mam nadzieję, że siostry coś z tego zrozumiały.
Oczywiście wiem, że sztuczna inteligencja to znacznie więcej niż zabawa w tworzenie obrazków... zarówno jeśli chodzi o możliwości, jak i zagrożenia. Nie wiemy dobrze, jak to działa, i na pewno nie wiemy, co z tego może wyniknąć... ale to część naszego świata, więc, w miarę możliwości, dobrze jest próbować to zrozumieć.