Biblijny Jakub (Rdz 32, 23-33) całą noc walczył z nieznanym przeciwnikiem i nie dał za wygraną, aż ten... pobłogosławił go! Zachwycił mnie Jakub swoim podejściem do walki, przeciwności, trudności. Na ogół, w obliczu tego typu wyzwań, czlowiek (a przynajmniej mowię za siebie) stawia sobie za cel pokonanie ich, okazanie swojej siły, sprytu, inteligencji, przewagi. Jakuba nie interesuje tego typu wygrana, dla niego nagrodą jest błogosławienstwo przeciwnika.  Hmmm...bardzo nietypowe podejście, za ktorym kryje się cała historia tego człowieka. Nie wdając sie jednak w egzegezę biblijną, odczytuję ten fragment Pisma Świętego jako zachętę do innego spojrzenia na przeciwności zycia. Trudności, które napotykam, nie są po to, by mnie przygnębić, pogrążyc, lecz aby stać sie dla mnie błogosławieństwem. A staną sie nim, jeśli popatrzę na nie z Bożej perspektywy.

„Co nie dzieje się z woli Bożej, to z dopustu Bożego” – mówi przysłowie. Nawet jeśli w wyniku „walki” zacznę utykać – jak Jakub, to jednak – jak on - otrzymam nowe imię, tzn. w jakimś sensie nowe życie, stanę się bogatsza o kolejne doświadczenie. 

Podobna refleksja dotyczy relacji z innymi ludzmi: każdy napotkany czlowiek (rozmowa, spotkanie) jest błogosławieństwem od Boga nawet, jeśli mamy odmienne poglądy, zdania, spojrzenie na różne sprawy. Ode mnie zależy, czy dostrzegę w nim to błogosławieństwo.
Idąc dalej: ja również jestem (powinnam być...) błogosławieństwem Boga dla ludzi, których stawia na mej drodze...
Prośba o błogosławieństwo, skierowana przez Jakuba do jego przeciwnika, wywołała we mnie fale skojarzeń i przemyśleń, które i tak niczym refren powracały w tym roku w mych myślach. Bo jak, na przykład, realizowac dominikańskie hasło: laudare BENEDICERE praedicare z akcentem na „benedicere” (błogosławić) właśnie?

I tak można by bez końca...
Agnieszka