Co jakiś czas w sobotę wieczorem oglądamy filmy. To mogą być różne rzeczy, czasem poważne, a czasem rozrywkowe. Ostatnio odważyłam się zaproponować coś polskiego, upewniwszy się, że są włoskie napisy. No więc opowiadam o filmie, siostry się zgadzają, wkładamy DVD do czytnika, film się zaczyna... ale z napisami po angielsku. I w żaden sposób nie idzie ich zmienić.
Uznałyśmy więc, że sprawę należy zbadać, a film odłożymy na przyszły tydzień.
W między czasie sprawdzamy w komputerze – napisy włoskie są, otwiera się też strona tytułowa.
W następną sobotę przezornie próbujemy po południu, wkładamy znowu film do czytnika – i znowu napisy po angielsku, a strona tytułowa się nie otwiera... Ale ustaliłyśmy, że to nie wina filmu, ani telewizora, ale pilota, który nie działa: albo zepsuty, albo wyładowała się bateria... (ale bateria była mała i okrągła, i nie miałyśmy takiej w domu).

Uznałam więc, że ten film ma zdecydowanego pecha i że znowu będzie musiał poczekać... ale tu nadchodzi moment tytułowego wzruszenia: Concetta, która się z nami męczyła z tym filmem pojechała specjalnie do miasta, żeby kupić tę baterię...

(A w końcu się okazało, że używałyśmy niewłaściwego pilota, a z właściwym pilotem wszystko działało; pechowym filmem był „Człowiek z marmuru”).

Magda