Kohelet wymienia różne czynności, przeciwstawne, które jednak znajdują miejsce w naszym życiu, tylko jest problemem, żeby robić je „w swoim czasie”
Są narodziny i śmierć, miłość i nienawiść, wojna i pokój...
I jest też ta para czynności, znacznie mniej podniosłych, ale znacznie częstszych, i wcale nie łatwych do zrozumienia, do zrealizowania: jest czas zachowywania i jest czas wyrzucania.
Są osoby, które wszystko wyrzucają; są takie (chyba znacznie więcej) które wszystko chowają; a przecież cnota tkwi pośrodku, i trzeba się nauczyć przechowywać to, co należy i wyrzucać to, co należy.
Nieumiejętność wyrzucania rzeczy w normalnej formie tylko trochę utrudnia życie i zmusza do robienia porządków; ale staje się dramatyczna w momencie przeprowadzki lub śmierci. W momencie przeprowadzki, zwłaszcza gdy się ma określoną wielkość bagażu, której nie można przekroczyć, bo się leci samolotem (mnie to też czeka, prędzej czy później). Lub w momencie śmierci – kiedy zostawia się innym wysiłek przeglądania wszystkich karteczek, karteluszek, pudełek pełnych lub pustych i w ogóle najrozmaitszych „przydasi” („przydasie” – to pochodzi od „przyda się”...). A to przecież niesprawiedliwe.
A więc trzeba się tego nauczyć. Jak każdej rzeczy dobrej i trudnej, można się uczyć zaczynając od czegoś łatwego... (na przykład, uporządkować pliki w komputerze...)

Magda