Pewien ksiądz (zdarzyło się to w roku 1263) miał wątpliwości co do rzeczywistej obecności Jezusa w postaciach eucharystycznych chleba i wina; w czasie Mszy św., kiedy wypowiedział słowa przeistoczenia, hostia zaczęła krwawić...
Do niedawna tylko tyle wiedziałam o tym zdarzeniu; ale ostatnio pojechałyśmy na wycieczkę do Orwieto i Bolseny, i dowiedziałam się czegoś więcej. Bo to, co działo się przedtem, jest ważne.
Ten ksiądz już znacznie wcześniej przeżywał wątpliwości i to go bardzo męczyło, ale się nie poddawał, nie przyznawał racji własnym wątpliwościom; modlił się, prosząc Boga o pomoc, a potem postanowił w tej intencji odbyć pielgrzymkę do Rzymu, do grobów apostołów Piotra i Pawła.
Pielgrzymkę odbył i już wracał, i wydawało się, że nic się nie zmieniło: wątpliwości jak były, tak były... Po drodze zatrzymał się w Bolsenie, by odprawić Mszę św. – i właśnie wtedy otrzymał znak, który rozproszył wszystkie jego wątpliwości.

Jakie stąd wnioski?
Należy Boga prosić o pomoc, także (zwłaszcza!) w sprawach, które dotyczą relacji z Nim.
Ale jednocześnie trzeba pamiętać, że to On wybiera czas i miejsce i sposób...

W Bolsenie byłyśmy w krypcie św. Krystyny, gdzie zdarzył się ten cud.
Krew, spływająca z hostii, zostawiła ślady na korporale (który znajduje się w katedrze w Orvieto) i na płycie ołtarza; widziałyśmy fragment tej płyty, z okrągłą, czerwonawą plamą.
To może plama po krwi.
Może po krwi Chrystusa.
Przypomniały mi się słowa św. Katarzyny: pomyśl o krwi Chrystusa, przelanej z tak wielkim ogniem miłości...

Było to niezwykłe przeżycie; ale przecież nie trzeba jechać aż do Bolseny, by móc kontemplować krew Chrystusa: wystarczy uczestniczyć we Mszy św.

Magda