Typowe pytanie stawiane dzieciom, ale nauczycielom też. Przynajmniej mnie.

W szkole bywa różnie.

Czasem dobrze: kiedy na lekcji każdy zajmuje się tym, czym powinien, przeważająca większość jest skupiona, pamięta przerabiany wcześniej materiał, jeden pomaga drugiemu, a na przerwach widać roześmiane chłopców i dziewczynek grających z zapałem w gumę albo w szachy. Wtedy czuję, że żyję .

Bywają też dni, kiedy czuję, że wewnętrznie dochodzę do wrzenia, bo słyszę: Proszę Pani, on mi zabrał...; Proszę pani, ona jest głupia! Proszę Pani, ale tego nigdy nie było!; To zadanie jest głupie i nie będę go robić! itp., itd.
I wtedy ręce mi opadają...

Ostatnio w takiej sytuacji mocno przemówiło do mnie pewne zdanie z naszych konstytucji, zdanie na temat konieczności gorącej modlitwy za uczniów. Wtedy doszłam do wniosku, że im bardziej moje ręce są zagrożone opadaniem, tym bardziej muszę je wyciągać do Pana, choćby je trzeba było kamieniami podpierać, jak Mojżeszowi podczas bitwy z Amalekitami (zob. Wj 17).

Was też proszę o modlitwę, bym w tym co robię i gdzie jestem, była drogą, po której PAN przychodzi.
Sabina