Zaraz po zakończeniu roku szkolnego zazwyczaj mamy tego wszystkiego dość. Jako nauczyciele robiliśmy, co w naszej mocy, ale czy w ogóle coś z tej naszej pracy wyrośnie? A lekcje religii? To niewiadoma do kwadratu. Ale Bóg zna i ziarno, i glebę, i siejących..., i możliwy plon. A my, uczący, może dopiero po latach, albo w wieczności, dowiemy się, jakie plony dał nasz trud. Jak i w tej historii, wysłuchanej przez pewną katechetkę...

Poniedziałek, 8 stycznia. Elitarne liceum w dość dużym mieście. W klasie IVf trwa lekcja religii: to pierwsza godzina w nowym roku kalendarzowym. Siostra katechetka prosi o rozdanie Pisma Świętego. Uczniowie po krótkiej modlitwie mają otworzyć Pismo Święte na chybił trafił i przepisać do zeszytu jakieś zdanie, zdanie, które stanie się ich osobistym mottem na dany rok.

Dziewczyna z drugiej ławki zamknęła Pismo Święte i wzdycha w duszy: „Boże, chyba mam za małą wiarę. Dlaczego mnie się otworzył „Wstęp ogólny do Ewangelii”? Przecież to nie jest nawet tekst natchniony... Pomodlę się drugi raz... Przecież w Piśmie Świętym jest mnóstwo bardzo pięknych zdań...” Otwiera Pismo Święte po raz kolejny: Ewangelia według św. Mateusza, rozdział dziewiętnasty. Przebiega kolejne linijki tekstu, ale czuje się trochę zdezorientowana: „Boże, potrzebuję coś wpisać do zeszytu... Po co mi tekst o rozwodach?” Czyta dalej, werset po wersecie, do samego końca akapitu. Nagle grom z jasnego nieba: „Kto może pojąć, niech pojmuje”. „Kto może pojąć, niech pojmuje”. Zdumiona przełyka ślinę i stwierdza sama przed sobą: „JA TO ROZUMIEM. To zdanie zostało napisane DLA MNIE!” Wraca do przeczytanego tekstu. Czyta ponownie. A potem starannie wpisuje do zeszytu do religii motto na kolejny rok: „(...) są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje!» (Mt 19,12). Tylko Bóg wiedział wtedy, co dla niej znaczyły te słowa: zrozumiała, że Bóg powołał ją do konsekracji, do oddania całego życia Jezusowi. 

Z biegiem czasu tamten "zeszyt do religii" gdzieś jej się zagubił. Ale w sercu pozostała świadomość spotkania z żywym Bogiem w Jego Słowie i świadomość bycia zaproszoną przez Niego do sposobu życia, który dla wielu ludzi - nawet tych wierzących w Chrystusa - jest zupełnie niezrozumiały. Do bycia siostrą zakonną. 

Z czasem za zaproszeniem Boga poszły jej konkretne decyzje. Tuż po maturze "miała czas i chęci", więc "pojechała sobie" na rekolekcje "do jakichś sióstr zakonnych". Czas mijał, a pragnienie w sercu rosło. Dziś jest jedną z nas, "misjonarek szkoły". 

„Żywe jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny (...) zdolne osądzić pragnienia i myśli serca” (Hbr 4,12) A nasze słowa i nasze wysiłki? Ufajmy, że przyniosą plon, jak i kiedy Bóg da.