...zmysły i rozum swój"

Boże Ciało, procesja. Śpiewamy pieśni eucharystyczne - a ja się nagle zaczynam zastanawiać nad tym, co śpiewam. I... zaczynam się z tym nie zgadzać.
Bo czy wiara rzeczywiście ma "ukorzyć" (czyli "upokorzyć") zmysły i rozum? Oczywiście to, co nam mówi wiara - że to jest Ciało Chrystusa - jest niedostępne i dla zmysłów, i dla rozumu. Ale to niekoniecznie znaczy upokorzenie!
Bo już na poziomie naturalnym: nalewam herbatę do szklanki, wkładam łyżeczkę... WIDZĘ, że łyżeczka jest złamana, ale WIEM, że to złudzenie optyczne. Rozum poprawia informacje dostarczone przez zmysły, ale to nie jest upokorzeniem!
I tak samo, jeżeli nauczyciel poprawi błąd ucznia: to nie upokorzenie, to pomoc. Albo jeżeli (prawdomówny) kosmonauta opowie mi, jak wygląda Ziemia widziana z kosmosu (gdzie nie byłam i raczej się nie wybiorę...) - czy to jest dla mnie upokorzenie? Czy raczej cieszę się, że dowiedziałam się czegoś nowego?

Więc kiedy patrzę na Hostię:
zmysły mi mówią, że to jest coś, co wygląda jak opłatek, smakuje jak opłatek, chrupie jak opłatek, pachnie jak opłatek... więc prawdopodobnie to jest opłatek.
A rozum mówi, że coś większego (cały człowiek) nie może się zmieścić w czymś mniejszym (opłatku); albo że jeżeli coś jest czymś jednym (opłatkiem), to nie może być czymś innym (Ciałem Chrystusa).
I mają rację - ze swojego punktu widzenia.
A oto przychodzi wiara i mówi: to nie tak; to coś więcej; coś, co wykracza poza wasze kompetencje.
A zmysły i rozum? Nie są upokorzone, ale raczej wdzięczne, bo dowiedziały się czegoś, co inaczej było poza ich zasięgiem... Bo "wiara i rozum to dwa skrzydła, którymi wznosimy się do Boga" (JPII).

Magda