Św. Augustyn napisał „znałem wielu takich, którzy chcieli oszukiwać innych; ale nikogo, kto chciałby być oszukiwanym”. Oczywiście, jeżeli zapytać o to wprost, to wszyscy się zgodzą z drugą częścią tej wypowiedzi. Ale... Na przykład, kiedy idę na egzamin: czy chcę, żeby profesor mi powiedział i pokazał, czego jeszcze nie umiem, czy wolę się łudzić, że umiem w miarę wszystko, zdać i mieć święty spokój?
A jeszcze w innych, poważniejszych sprawach – w tym zwłaszcza, co dotyczy innych ludzi, ich uczuć do mnie, moich uczuć do nich...
Myślałam o tym po obejrzeniu filmu „Sztuczna inteligencja” Spielberga . Chodzi mi zwłaszcza o pierwszą część: Syn państwa Swintonów jest w śpiączce. Mały Dawid – robot , mającego postać dziecka, ma im go zastąpić... na początku Monika nie zgadza się na to; wie, że Dawid nie jest jej dzieckiem, że to oszustwo, które ma jakoś przynieść jej ulgę, ale przecież nikt nie zastąpi jej syna... ale tak bardzo tęskni za synem, że decyduje się „włączyć” oprogramowanie Dawida, tak, że on będzie traktował ją jako mamę. I – bardzo szybko – także ona zaczyna go traktować jako syna. Nieważne, że uczucia okazywane przez Dawida są nieprawdziwe – to znaczy, zaprogramowane – tak bardzo jej tego brakowało, że zgadza się na nie, że się nimi cieszy, że chce w nie wierzyć... mówiąc brutalnie, chce dać się oszukać.
Film, oczywiście, jest nie tylko o tym... ale to mnie najbardziej uderzyło. Nie chcę oskarżać Moniki; raczej jej zachowanie zaniepokoiło mnie – tym, że wcale nie wydawało mi się ani dziwne, ani rzadkie, ani niemożliwe... także dla mnie.
A przecież mówię, że kocham i wybieram Chrystusa – który jest „drogą, PRAWDĄ i życiem”...