Kiedy spotykamy człowieka głodnego, pojawia się w nas
współczucie. Tym większe, im bardziej sami doświadczyliśmy kiedyś głodu.
A jeśli już pojawiało się to współczucie i jest rzeczywiste (nie
mylić z litością), to nie można już, po prostu nie można, zatrzymać się tylko
na sobie. Ponieważ to współ-odczuwanie, w pewnym sensie, powoduje cierpienie
również u współczującego.
Często słyszy się o głodach różnego rodzaju. Niektóre są
takie, że faktycznie niewiele można
na nie poradzić. Są jednak i takie, wobec których tylko myśli
się o własnej bezsilności, o
niesprawiedliwości, może pojawiają się pytania - co ja mogę
na to poradzić? - przecież ja niewiele mogę w tej sprawie itp. Czy moje
„niewiele” ofiarowane potrzebującemu, może coś zmienić w jego życiu?
Co myślicie? Na temat głodu...?
/...Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich
najmniejszych, Mnieście uczynili... / (Mt
25, 34-46)
sylwia