W dniu Święta Niepodległości myślimy o ojczyźnie, o tym, co ona dla nas znaczy. Ale dobrze jest też przypomnieć sobie, że naszą prawdziwą ojczyzną jest – niebo. To nie znaczy, że ziemskie ojczyzny nie są prawdziwe; są prawdziwie i dobre, ale nie możemy im przypisywać wartości absolutnej, bo – jak wszystkie wartości ziemskie – przeminą.
Oto kilka myśli o ojczyźnie, z Biblii i z Katechizmu Kościoła Katolickiego (KKK)
W wierze pomarli oni wszyscy, nie osiągnąwszy tego, co im przyrzeczono, lecz patrzyli na to z daleka pozdrawiali, uznawszy siebie za gości i pielgrzymów na tej ziemi. Ci bowiem, co tak mówią, okazują, że szukają ojczyzny. Gdyby zaś tę wspominali, z której wyszli, znaleźliby sposobność powrotu do niej. Teraz zaś do lepszej dążą, to jest do niebieskiej. Dlatego Bóg nie wstydzi się nosić imienia ich Boga, gdyż przysposobił im miasto. Hbr 11, 13-16
Nasza bowiem ojczyzna jest w niebie. Stamtąd też jako Zbawcy wyczekujemy Pana naszego Jezusa Chrystusa, który przekształci nasze ciało poniżone, na podobne do swego chwalebnego ciała, tą potęgą, jaką może On także wszystko, co jest, sobie podporządkować. Flp 3, 20-21
Symbol nieba odsyła nas do tajemnicy Przymierza, jaką przeżywamy, gdy modlimy się do naszego Ojca. On jest w niebie, które jest Jego przybytkiem; dom Ojca jest więc także naszą "ojczyzną". To właśnie z ziemi Przymierza grzech skazał nas na wygnanie a nawrócenie serca sprawia, że możemy powrócić do Ojca w niebie. To w Chrystusie zostały pojednane niebo i ziemia gdyż sam Syn "zstąpił z nieba" i sprawił, że możemy się tam dostać razem z Nim przez Jego Krzyż, Zmartwychwstanie i Wniebowstąpienie. KKK 2795
Czwarte przykazanie naświetla także inne związki w społeczeństwie. W naszych braciach i siostrach widzimy dzieci naszych rodziców; w naszych kuzynach - potomków naszych przodków; w naszych współobywatelach synów naszej ojczyzny; w ochrzczonych - dzieci naszej matki, Kościoła; w każdej osobie ludzkiej - syna lub córkę Tego, który chce być nazywany "naszym Ojcem". Dlatego więc nasze związki z bliźnim mają charakter osobowy. Bliźni jest nie tylko "jednostką" zbiorowości ludzkiej, ale jest "kimś", kto z racji swojego wiadomego pochodzenia zasługuje na szczególną uwagę i szacunek. KKK 2212
Obywatele mają obowiązek przyczyniać się wraz z władzami cywilnymi do dobra społeczeństwa w duchu prawdy, sprawiedliwości, solidarności i wolności. Miłość ojczyzny i służba dla niej wynikają z obowiązku wdzięczności i porządku miłości. Podporządkowanie prawowitej władzy i służba na rzecz dobra wspólnego wymagają od obywateli wypełniania ich zadań w życiu wspólnoty politycznej. KKK 2239
Chrześcijanie... mieszkają we własnej ojczyźnie, ale jako pielgrzymi. Podejmują wszystkie obowiązki jako obywatele, ale i podchodzą do wszystkiego jak cudzoziemcy... Słuchają ustalonych praw, a własnym życiem przekraczają prawa... Bóg wyznaczył im tak zaszczytne miejsce, że nie wolno go opuścić. List do Diogeneta (KKK 2240).
(oprac. ms)
Z dzisiejszego pierwszego czytania:
Bo we wszystkim jest Twoje nieśmiertelne tchnienie. Dlatego nieznacznie karzesz upadających i strofujesz, przypominając, w czym grzeszą, by wyzbywszy się złości, w Ciebie, Panie, uwierzyli. (Mdr 12,2).
Nieznacznie...
W raju chcieliśmy być „jak bogowie” i to się źle skończyło.
Ale teraz zdarza się, że chcielibyśmy być „bardziej niż bogowie”: karać i strofować upadających, wszystko jedno czy innych, czy siebie, od razu i dogłębnie. Tak, by zmienili się od razu, zrozumieli wszystko i wszystko naprawili. A tak się przecież nie da, stąd stres i złość, i – jeszcze więcej karania i strofowania.
A Bóg to robi – „nieznacznie”.
Magda
Bo we wszystkim jest Twoje nieśmiertelne tchnienie. Dlatego nieznacznie karzesz upadających i strofujesz, przypominając, w czym grzeszą, by wyzbywszy się złości, w Ciebie, Panie, uwierzyli. (Mdr 12,2).
Nieznacznie...
W raju chcieliśmy być „jak bogowie” i to się źle skończyło.
Ale teraz zdarza się, że chcielibyśmy być „bardziej niż bogowie”: karać i strofować upadających, wszystko jedno czy innych, czy siebie, od razu i dogłębnie. Tak, by zmienili się od razu, zrozumieli wszystko i wszystko naprawili. A tak się przecież nie da, stąd stres i złość, i – jeszcze więcej karania i strofowania.
A Bóg to robi – „nieznacznie”.
Magda
Zakończyłyśmy przyjmowanie zgłoszeń chętnych na darmowe lekcje włoskiego w grupie "kontynuacja nauki". (Dla niezorientowanych: jednocześnie wystartowały dwie inne grupy).
- dla osób, które uczestniczyły w "zajęciach dla początkujących" w zeszłym roku,
- dla osób, kóre były w grupie drugiej w zeszłym roku,
- dla innych osób, które znają język na poziomie podstawowym i chciałyby uczestniczyć w tych lekcjach.
Rekrutacja była prowadzona do 31 października, tylko i wyłącznie na podstawie wypełnionych ankiet - link do ankiety dla kontynuujących naukę jest już nieaktywny, a zapisy zakończone.
Ilość osób w grupie jest ograniczona.
Zapraszamy ponownie!
UNIA ŚW. KATARZYNY ZE SIENY - MISJONARKI SZKOŁY
(siostry dominikanki bezhabitowe)
ul. ks. Ferdynanda Machaya 24
30-135 Kraków
Quanto sei bella, o lingua italiana!
/Jakże piękna jesteś, włoska mowo!/
Po raz kolejny proponujemy Wam lekcje darmowe włoskiego na poziomie zaawansowanym. Na zajęciach będziemy zajmować się geografią Włoch i tematami pokrewnymi.
Wymagania. W tym roku zainteresowani zajęciami powinni porozumiewać się w języku włoskim w mowie i w piśmie oraz radzić sobie z całą gramatyką włoską.
Zajęcia będą odbywać się w środy w godz. 20:30-21:30.
/Jakże piękna jesteś, włoska mowo!/
Po raz kolejny proponujemy Wam lekcje darmowe włoskiego na poziomie zaawansowanym. Na zajęciach będziemy zajmować się geografią Włoch i tematami pokrewnymi.
Wymagania. W tym roku zainteresowani zajęciami powinni porozumiewać się w języku włoskim w mowie i w piśmie oraz radzić sobie z całą gramatyką włoską.
Zajęcia będą odbywać się w środy w godz. 20:30-21:30.
Miejsce zajęć: ul. ks. Ferdynanda Machaya 24, Kraków.
Pierwsza lekcja 6 listopada.
Pozostałe informacje:
Rekrutacja do grupy była prowadzona na podstawie ANKIETY DLA ZAAWANSOWANYCH - link nieaktualny. Osoby zaintersowane udziałem w zajęciach są proszone o kontakt mailowy z domem w Krakowie: https://misjonarkiszkoly.blogspot.com/p/kontakt.html
Pozostałe informacje:
- w ogólnym opisie zajęć (kliknij) oraz
- w treści ankiety.
Rekrutacja do grupy była prowadzona na podstawie ANKIETY DLA ZAAWANSOWANYCH - link nieaktualny. Osoby zaintersowane udziałem w zajęciach są proszone o kontakt mailowy z domem w Krakowie: https://misjonarkiszkoly.blogspot.com/p/kontakt.html
Zapraszamy ponownie!
UNIA ŚW. KATARZYNY ZE SIENY - MISJONARKI SZKOŁY
(siostry dominikanki bezhabitowe)
ul. ks. Ferdynanda Machaya 24
30-135 Kraków
Do 31 października 2019 roku przyjmowałyśmy zgłoszenia chętnych na darmowe lekcje włoskiego dla początkujących ("od zera"). Grupa już wystartowała.
Ogólne informacje o zajęciach i wszystkich grupach:
https://misjonarkiszkoly.blogspot.com/2019/10/darmowe-lekcje-wloskiego-w-krakowie.html. Inne informacje są w treści ankiety.
Ankieta dla chętnych do grupy dla początkujących (link już niedostępny). Wypełnienie tego formularza to jedyny sposób na zgłoszenie chęci udziału w zajęciach.
Z racji dużego zainteresowania zajęciami, przy rekrutacji do tej grupy może liczyć się również kolejność zgłoszeń.
Osoby, które coś umieją z języka włoskiego, mogą zgłaszać się do grupy "kontynuacja nauki".
Ogólne informacje o zajęciach i wszystkich grupach:
https://misjonarkiszkoly.blogspot.com/2019/10/darmowe-lekcje-wloskiego-w-krakowie.html. Inne informacje są w treści ankiety.
Ankieta dla chętnych do grupy dla początkujących (link już niedostępny). Wypełnienie tego formularza to jedyny sposób na zgłoszenie chęci udziału w zajęciach.
Z racji dużego zainteresowania zajęciami, przy rekrutacji do tej grupy może liczyć się również kolejność zgłoszeń.
Osoby, które coś umieją z języka włoskiego, mogą zgłaszać się do grupy "kontynuacja nauki".
Zapraszamy!
UNIA ŚW. KATARZYNY ZE SIENY - MISJONARKI SZKOŁY
UNIA ŚW. KATARZYNY ZE SIENY - MISJONARKI SZKOŁY
(siostry dominikanki bezhabitowe)
ul. ks. Ferdynanda Machaya 24
30-135 Kraków
Już wkrótce w naszym domu w Krakowie rozpoczną się darmowe lekcje włoskiego.
Także w tym roku akademickim będą zajęcia na trzech poziomach:
Dodatkowe wymagania. Wszystkie materiały do lekcji wysyłamy e-mailem. Uczestnicy lekcji przynoszą na zajęcia wydrukowane przez siebie materiały. Czyli krótko mówiąc trzeba mieć dostęp do maila i drukarki.
Także w tym roku akademickim będą zajęcia na trzech poziomach:
1. podstawowy (od zera) - zajęcia we wtorki od 20:30 do 21:30
2. kontynuacja nauki - zajęcia w piątki w godz. od 20:30 do 21:30
3. zaawansowany - zajęcia w środy od 20:30 do 21:30.
Linki do informacji o poszczególnych grupach na dole tego posta.
3. zaawansowany - zajęcia w środy od 20:30 do 21:30.
Linki do informacji o poszczególnych grupach na dole tego posta.
Lektor di lingua madre (jak mówią Włosi) = wszystkie zajęcia prowadzi Włoszka, emerytowana nauczycielka włoskiego i łaciny.
Typ zajęć. Zajęcia są prowadzone systemem tradycyjnym, czyli:
"lektor + grupa uczniów + podręcznik + tablica + zadanie domowe".
Zakładają systematyczne przyswajanie struktury języka (gramatyki) i słownictwa.
Miejsce zajęć. Wszystkie grupy spotykają się na zajęciach w naszym domu w Krakowie, przy ul. ks. Ferdynanda Machya 24 (okolice pętli tramwajowej Bronowice Małe).
Uczestnicy zajęć. W lekcjach mogą uczestniczyć jedynie osoby przyjęte do danej grupy. Ilość osób w każdej grupie jest ograniczona (maksymalnie 20 osób).
W przypadku dużego zainteresowania zajęciami pierwszeństwo mają studenci, osoby z konkretną motywacją do nauki, takie, których nie stać na opłacenie zajęć w szkole językowej (prosimy o wpisanie tego w ankiecie).Typ zajęć. Zajęcia są prowadzone systemem tradycyjnym, czyli:
"lektor + grupa uczniów + podręcznik + tablica + zadanie domowe".
Zakładają systematyczne przyswajanie struktury języka (gramatyki) i słownictwa.
Miejsce zajęć. Wszystkie grupy spotykają się na zajęciach w naszym domu w Krakowie, przy ul. ks. Ferdynanda Machya 24 (okolice pętli tramwajowej Bronowice Małe).
Uczestnicy zajęć. W lekcjach mogą uczestniczyć jedynie osoby przyjęte do danej grupy. Ilość osób w każdej grupie jest ograniczona (maksymalnie 20 osób).
Rekrutacja. Zapisy chętnych będziemy przyjmować tylko przez Internet. Linki do ankiet dla chętnych do każdej z grup w postach z opisem każdej grupy.
Uwaga! Każda grupa ma odrębny formularz.
Początek zajęć: pierwszy tydzień listopada 2019.
Początek zajęć: pierwszy tydzień listopada 2019.
Dodatkowe wymagania. Wszystkie materiały do lekcji wysyłamy e-mailem. Uczestnicy lekcji przynoszą na zajęcia wydrukowane przez siebie materiały. Czyli krótko mówiąc trzeba mieć dostęp do maila i drukarki.
Koszt. Lekcje są naprawdę bezpłatne.
Uwaga! Każda z 3 otwieranych grup ma inny poziom, inną ankietę i odrębną rekrutację!
Informacje o poszczególnych grupach oraz formularze dla chętnych:
Uwaga! Każda z 3 otwieranych grup ma inny poziom, inną ankietę i odrębną rekrutację!
Informacje o poszczególnych grupach oraz formularze dla chętnych:
- początkujący: https://misjonarkiszkoly.blogspot.com/2019/10/darmowy-jezyk-wloski-dla-poczatkujacych.html
- "kontynuacja nauki": https://misjonarkiszkoly.blogspot.com/2019/10/kontynuacja-nauki-darmowy-woski-dla.html
- zaawansowani: https://misjonarkiszkoly.blogspot.com/2019/10/quanto-sei-bella-czyli-wloski-dla.html.
Zapraszamy!
misjonarki szkoły
Trzecia tajemnica światła
Głoszenie Królestwa Bożego i wzywanie do nawrócenia
Głoszenie Królestwa Bożego i wzywanie do nawrócenia
Oczekiwanie na Królestwo Boże było największym pragnieniem pobożnego Żyda współczesnego Jezusowi; było to, jak sądzę, coś podobnego do naszego pragnienia pełni życia, poszukiwania sensu codzienności, czy może raczej do pragnienia szczęścia, do którego wszyscy zawsze dążymy.
Jesteśmy stworzeni dla szczęścia! Parafrazując św. Augustyna możemy powiedzieć, że nasze serce jest niezadowolone i niespokojne, dopóki nie spocznie w najwyższej radości. W radości, którą tylko Bóg może nam dać! Każdy z nas doświadczył wielkiej radości, która sprawiła, że był to moment naprawdę szczęśliwy i pełny; chętnie do niego wracamy we wspomnieniach i sprawia on, że wszysctkie inne chwile – choćby i pełne radości – wydają się mniej żywe, mniej odczuwane. A największa radość to radość spotkania Pana.
Jezus zaczyna swoje nauczanie od tej zapowiedzi radości, która musiała poruszyć słuchaczy i rozgrzać ich serca w oczekiwaniu na coś pięknego i wielkiego, tak że wielkie tłumy zaczęły iść za Jezusem. Jan Ewangelista przekazał to samo nauczanie Jezusa, przedstawiając Go jako Dobrego Pasterza, który „przyszedł, aby miały życie i miały je w obfitości”.
Wezwanie do nawrócenia nie oznacza więc trudnego i żmudnego wysiłku moralnego, ciągłych wyrzeczeń i rezygnacji, ale jest to zaproszenie do bycia z Jezusem, bycia z Nim niemal poza czasem i przestrzenią, jak na górze Tabor, by cieszyć się Jego chwalebną obecnością. Bo przecież Jezus nie chce od nas niczego: chce tylko dać nam pełnię Swojej miłości i radości.
Módlmy się za siebie i za wielu naszych sióstr i braci, którzy jeszcze nie doświadczyli łaski takiego spotkania z Jezusem; aby mogli spotkać Jego pragnienie naszego szczęścia. Aby mogli spotkać Jezusa, który nadaj wędruje, zapraszając nas do radości miłości.
Martina (oprac. ms)
Widzieliście film „Cudotwórczyni” („The Miracle Worker”) z 1962?
Jeżeli nie widzieliście, to koniecznie zobaczcie. A dlaczego? O tym możecie przeczytać na naszej stronie... (to nie jest recenzja filmu, tylko refleksja nim zainspirowana(.
Jeżeli nie widzieliście, to koniecznie zobaczcie. A dlaczego? O tym możecie przeczytać na naszej stronie... (to nie jest recenzja filmu, tylko refleksja nim zainspirowana(.
Spotkałam Go wiele razy, szczególnie jako Papieża, Papieża - przyjaciela Matki Luigii Tincani, co sprawiało, że był On dla nas prawie osobistym przyjacielem. Wiedziałyśmy, że okazuje nam szacunek i doświadczyłyśmy tego wiele razy,w audiencjach udzielonych prawie prypadkowo, a przecież prowadzonych w atmosferze niemal rodzinnej. Pamiętam radość kiedy, na Placu św. Piotra, przypełnionym ludzi, wspomniał On naszą Matkę, z wielkim sacunkiem, przywiązaniem, uznaniem. Wróciłyśmy wtedy do domu w zachwycie!
Mowy które skierował do nas były zawsze słowami zachęty, aby trwać w drodze podjętej w Unii. „Dobrze wybrałyście”, mówił Papież, który jak mało ktoś wprowadził do Kościoła ciche ale istotne zmiany! Papież Soboru Watykańskiego drugiegio, który miał prowadzić łódź św. Piotra w okresie wielkich zmiań. Jakaż to radość czytać dzisiaj slowa, które On skierował do nas w dniu 1 września 1976 r. - były one skierowane właśnie do nas, misjonarek szkoły, tuż po śmierci naszej Matki.
Słowa wtedy do nas skierowane były dla mnie wsparciem i światłem w drodze całego mojego życia zakonnego. Byłyśm misjonarkami szkoły w latach protestów młodzieżowych... Jak dobrze zrozumiał nasze problemy, ten Papież! On dawał nam odwagi aby działać, mimo wszystko, słowem i przede wszystkim przykładem, w sytuacji rewolucyjnej szkoły tamtych czasów. Jakby powiedzał: “nie ustępujcie!” mimo pokusy by to zrobić. Zawsze innowator, odważny. Mówił: „Nie można więc myśleć, że wasze dzieło to prosta kontynuacja tego, co było w przeszłości; i nie jest niewiernością iść dalej drogą, oddalając się od punktu wyjścia. Nie. Taka jest logika rzeczy i taka jest wola Boża: kto założył, dał impuls, nie aby się zatrzymać, żeby powiedzieć „dobrze, że tu jesteśmy”, jak apostołowie przy Przemienieniu; ale by iść naprzód, może też by iść za Jezusem ku innemu miejscu, ku Golgocie”.
Te slówa powiedział nam Papież, o którym wiemy, ile wtedy cierpiał aby być wiernym Ewangelii, w czasie tak trudnym.
Anna Maria
W sobotę 3 sierpnia rusza lubelska pielgrzymka na Jasną Górę.
Zasiliłyśmy Fundusz "Idę z tobą" podając intencję dziękczynną za 30 lat obecności dominikanek bezhabitowych w Polsce z prośbą o dar powołań. Ktoś będzie się modlił za nas, a my - jako pielgrzymi duchowi - wesprzemy go i innych pielgrzymów, by dotarli szczęśliwie na Jasną Górę. Kto chce i może, niech dołącza :).
Agnieszka i Danuta
Modlitwa pielgrzyma duchowego
Wszechmogący, wieczny Boże, Ty kazałeś Abrahamowi wyjść z jego ziemi i rodzinnego domu, Ty strzegłeś go bezpiecznie na wszystkich drogach jego pielgrzymowania.
Otaczaj opieką tych, którzy pielgrzymują i modlą się również w moich intencjach, bądź im w drodze towarzyszem i pociechą, w przeciwnościach obrońcą, aby za Twoim przewodnictwem pomyślnie dotarli do celu i szczęśliwie wrócili do woich domów. Amen.
W Rzymie odbywa się zlot Skautów Europy, a mała część tego zlotu rozbiła namioty na naszym trawniku: skauci z Litwy.
- Jesteśmy litewską organizacją Skautów Europy. Nasza organizacja jest niewielka, ale jesteśmy dumni z tego, że należymy do organizacji międzynarodowej. Co pięć lat jest organizowany zlot przewodniczek i wędrowników (skautów, którzy mają ponad 18 lat). W tym roku mamy zlot w Rzymie i nasza organizacja wysłała nas piętnastu jako reprezentantów, żebyśmy spotkali się z przedstawicielami drużyn z innych krajów.
Od jutra przez tydzień będziemy w górach, będziemy szli szlakiem św. Benedykta, razem z grupą Włochów i Belgów.
- Na Litwie jest kilkanaście organizacji skautowskich, ale tylko w naszej Bóg jest w centrum. To wielka różnica: inne organizacje używają metodologii skautowskiej, ale tylko w zakresie naturalnym... a przecież sam Baden Powell, założyciel skautyzmu, twierdził, że nie ma skautyzmu bez poszukiwania Boga. To ważny element tożsamości Skautów Europy: jesteśmy przede wszystkim katolikami.
- Metodologia skautingu opiera się na tym, że starsi są odpowiedzialni za młodszych. Uważam, że najważniejsze w skautyzmie jest to, co dzieje się między 12 a 17 rokiem życia, to bardzo ważny okres w życiu młodzieży, by powiedzieć pewne „tak” i pewne „nie” na całe życie. I w tym okresie jest ważne, z kim się przebywa, a starsi są także po to, by pomóc w tych wyborach.
- Jedną z naszych zasad pedagogicznych jest prowadzenie osobnej działalności dla chłopców, osobnej dla dziewczyn; tylko w naszej organizacji występuje ten podział. Można by dyskutować, czy należy tego stosować wobec najstarszych, ale ja wolę, że mamy czas, który spędzamy wśród mężczyzn, także z tymi, którzy już założyli rodzinę. Jest to ważne dla wilczków, ale przede wszystkim to jest bardzo ważne dla grup między 14 i 17 rokiem życia, by chłopcy byli z mężczyznami i uczyli się, jak być mężczyznami.
- Dla nas, odpowiedzialnych, to też wielka przyjemność być razem, wędrować, modlić się. Oczywiście, ten tydzień to jest wypoczynek, ale też ważny czas, bo będziemy rozmawiać o przyszłości naszej organizacji, o zadaniach, o sprawach praktycznych.
Opowiadali:
Jonas - szef firmy i komendant organizacji
Xavier (Francuz, od 15 lat mieszkający na Litwie) – księgowy, drużynowy wilczków
Mindaugas - lekarz i przyszły drużynowy.
(oprac. ms)
P.S. W Rzymie nie padało od dwóch miesięcy. A pierwszej nocy, którą spędzili w Rzymie wybuchła straszliwa burza... oczywiście skautom to nie przeszkadzało, a nawet skomentowali: to nic dziwnego, przecież w naszym języku słowo "Litwa" jest bliskie słowu "deszcz"...
- Jesteśmy litewską organizacją Skautów Europy. Nasza organizacja jest niewielka, ale jesteśmy dumni z tego, że należymy do organizacji międzynarodowej. Co pięć lat jest organizowany zlot przewodniczek i wędrowników (skautów, którzy mają ponad 18 lat). W tym roku mamy zlot w Rzymie i nasza organizacja wysłała nas piętnastu jako reprezentantów, żebyśmy spotkali się z przedstawicielami drużyn z innych krajów.
Od jutra przez tydzień będziemy w górach, będziemy szli szlakiem św. Benedykta, razem z grupą Włochów i Belgów.
- Na Litwie jest kilkanaście organizacji skautowskich, ale tylko w naszej Bóg jest w centrum. To wielka różnica: inne organizacje używają metodologii skautowskiej, ale tylko w zakresie naturalnym... a przecież sam Baden Powell, założyciel skautyzmu, twierdził, że nie ma skautyzmu bez poszukiwania Boga. To ważny element tożsamości Skautów Europy: jesteśmy przede wszystkim katolikami.
- Metodologia skautingu opiera się na tym, że starsi są odpowiedzialni za młodszych. Uważam, że najważniejsze w skautyzmie jest to, co dzieje się między 12 a 17 rokiem życia, to bardzo ważny okres w życiu młodzieży, by powiedzieć pewne „tak” i pewne „nie” na całe życie. I w tym okresie jest ważne, z kim się przebywa, a starsi są także po to, by pomóc w tych wyborach.
- Jedną z naszych zasad pedagogicznych jest prowadzenie osobnej działalności dla chłopców, osobnej dla dziewczyn; tylko w naszej organizacji występuje ten podział. Można by dyskutować, czy należy tego stosować wobec najstarszych, ale ja wolę, że mamy czas, który spędzamy wśród mężczyzn, także z tymi, którzy już założyli rodzinę. Jest to ważne dla wilczków, ale przede wszystkim to jest bardzo ważne dla grup między 14 i 17 rokiem życia, by chłopcy byli z mężczyznami i uczyli się, jak być mężczyznami.
- Dla nas, odpowiedzialnych, to też wielka przyjemność być razem, wędrować, modlić się. Oczywiście, ten tydzień to jest wypoczynek, ale też ważny czas, bo będziemy rozmawiać o przyszłości naszej organizacji, o zadaniach, o sprawach praktycznych.
Opowiadali:
Jonas - szef firmy i komendant organizacji
Xavier (Francuz, od 15 lat mieszkający na Litwie) – księgowy, drużynowy wilczków
Mindaugas - lekarz i przyszły drużynowy.
(oprac. ms)
P.S. W Rzymie nie padało od dwóch miesięcy. A pierwszej nocy, którą spędzili w Rzymie wybuchła straszliwa burza... oczywiście skautom to nie przeszkadzało, a nawet skomentowali: to nic dziwnego, przecież w naszym języku słowo "Litwa" jest bliskie słowu "deszcz"...
Zapraszamy dziewczyny / młode kobiety:
- na rekolekcje o pustce i o pełni,
- o poszukiwaniach, które sycą i o takich, które wzmagają głód,
- a przede wszystkim o spotkaniach z Bogiem, za którym tęskni nasze serce. Z Bogiem, który objawia swoją miłość przez swoje Słowo.
- Dlaczego nie doświadczam miłości Bożej?
- Skąd się wzięła i po co ta pustka?
- I co z nią zrobić?
Odpowiedzi na te pytania będziemy szukać wspólnie w czasie rekolekcji.
Prowadzący: wspólnota zakonna - bezhabitowe siostry dominikanki: misjonarki szkoły.
Miejsce rekolekcji: dom zakonny misjonarek szkoły w Krakowie, ul. ks. Ferdynanda Machaya 24.
Termin: 20-22 września 2019 (początek w piątek o 18:00, zakończenie w niedzielę ok. 14:00).
Uczestniczki rekolekcji: wyłącznie dziewczyny i młode kobiety (19-35 lat)
- na rekolekcje o pustce i o pełni,
- o poszukiwaniach, które sycą i o takich, które wzmagają głód,
- a przede wszystkim o spotkaniach z Bogiem, za którym tęskni nasze serce. Z Bogiem, który objawia swoją miłość przez swoje Słowo.
- Dlaczego nie doświadczam miłości Bożej?
- Skąd się wzięła i po co ta pustka?
- I co z nią zrobić?
Odpowiedzi na te pytania będziemy szukać wspólnie w czasie rekolekcji.
Prowadzący: wspólnota zakonna - bezhabitowe siostry dominikanki: misjonarki szkoły.
Miejsce rekolekcji: dom zakonny misjonarek szkoły w Krakowie, ul. ks. Ferdynanda Machaya 24.
Termin: 20-22 września 2019 (początek w piątek o 18:00, zakończenie w niedzielę ok. 14:00).
Uczestniczki rekolekcji: wyłącznie dziewczyny i młode kobiety (19-35 lat)
W programie:
- konferencje
- modlitwa indywidualna z Pismem Świętym w ręku,
- Eucharystia,
- modlitwa liturgiczna (brewiarz) i różańcowa,
- adoracja Najświętszego Sakramentu,
- możliwość spowiedzi albo indywidualnej rozmowy.
Zapisy do 15 września 2019. Ilość miejsc ograniczona.
Zapraszamy!
- konferencje
- modlitwa indywidualna z Pismem Świętym w ręku,
- Eucharystia,
- modlitwa liturgiczna (brewiarz) i różańcowa,
- adoracja Najświętszego Sakramentu,
- możliwość spowiedzi albo indywidualnej rozmowy.
Zapisy do 15 września 2019. Ilość miejsc ograniczona.
Zapraszamy!
Dawno temu, na szesnaste urodziny dostałam książkę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że były to… wiersze. Wiersze zebrane Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, o której chyba nigdy wcześniej nie słyszałam, a w ogóle z poetów to tylko Mickiewicz…
Dostałam; uznałam, że to bardzo niezwykły, bardzo dorosły prezent; i oczywiście przeczytałam. Przeczytałam od deski do deski dwa tomy wierszy i – nie pamiętam, czy mnie zachwyciły. Na pewno zrobiły na mnie ogromne wrażenie, a może raczej zrobił na mnie wrażenie fakt, że oto czytam wiersze, które nie znajdują się w podręczniku do języka polskiego. A teraz przypomniał mi się jeden z nich:
Spróbuję pokazać, czym.
Otóż, tytuł i dwa pierwsze wersy to rzeczywiście jeszcze nic: ot, scenka znad morza; kiedyś powiedzielibyśmy - pocztówka, dziś możemy określić to jako selfie (no dobrze, nie pasują tu „trykoty”, ale cała reszta jest ponadczasowa: turyści nad morzem).
Ale następne dwa wersy zawierają refleksję nad opisanym obrazkiem. Jest ona zbudowana w sposób dla mnie zachwycający: paralelizm słów – w pewnym momenie zakłócony i własnie to zakłócenie przekazuje najważniejsze znaczenie.
Jak to działa? Zestawmy te wersy ze sobą i oto mamy serię słów w jakiś sposób przeciwstawnych: ziemia – morze, siedmiobarwna – x, ich – moja, radość życia – tęsknota.
Co oznacza x? to brakujące ogniwo w szeregu; to słowo, którego autorka nie użyła i które jednocześnie jest kluczem to zrozumienia całego wiersza. To musi być coś, co określa morze i co równocześnie jest opozycją do „siedmiobarwna”, a więc określa kolor. No więc: jednobarwne. Albo szare. A co to znaczy, jeżeli połączę ten przymiotnik ze słowem „tęsknota”? Jeżeli tęsknota jest szara, to znaczy, że jest smutna. A jeżeli jest jednobarwna? to znaczy, że dotyczy tylko jednego, czegoś jednego i niczego więcej.
A ta tęsknota – to coś więcej, niż tęsknota za miłością. To ta tęsknota, która jest naszą częścią, którą realizujemy na różne sposoby, którą zagłuszamy, ale która zawsze jest. Ludzie nazywają ją różnymi imionami… ja ją nazwę tęsknotą za Bogiem; tym pragnieniem, które On nam dał w momencie, kiedy nas stworzył – żebyśmy, nawet ciesząc się wszystkimi kolorami świata, wiedzieli zawsze, że to nam nie wystarczy; żebyśmy szukali Boga i mogli Go znaleźć.
Jaka jest moja tęsknota?
Magda
Dostałam; uznałam, że to bardzo niezwykły, bardzo dorosły prezent; i oczywiście przeczytałam. Przeczytałam od deski do deski dwa tomy wierszy i – nie pamiętam, czy mnie zachwyciły. Na pewno zrobiły na mnie ogromne wrażenie, a może raczej zrobił na mnie wrażenie fakt, że oto czytam wiersze, które nie znajdują się w podręczniku do języka polskiego. A teraz przypomniał mi się jeden z nich:
OBRAZEKWiersz jest – jak widać – krótki. Ma tytuł zdrobniały (Obrazek), brzmi lekko niepoważnie. Ktokolwiek, kto słyszał o autorce, powie od razu: to wiersz o miłości. Więc – czym tu się zajmować?
Na plasku, z chmurami za sobą
siedzą dziewczynki w trykotach.
Ziemia jest siedmiobarwna jak ich radość życia.
Morze jest jak moja tęsknota...
Spróbuję pokazać, czym.
Otóż, tytuł i dwa pierwsze wersy to rzeczywiście jeszcze nic: ot, scenka znad morza; kiedyś powiedzielibyśmy - pocztówka, dziś możemy określić to jako selfie (no dobrze, nie pasują tu „trykoty”, ale cała reszta jest ponadczasowa: turyści nad morzem).
Ale następne dwa wersy zawierają refleksję nad opisanym obrazkiem. Jest ona zbudowana w sposób dla mnie zachwycający: paralelizm słów – w pewnym momenie zakłócony i własnie to zakłócenie przekazuje najważniejsze znaczenie.
Jak to działa? Zestawmy te wersy ze sobą i oto mamy serię słów w jakiś sposób przeciwstawnych: ziemia – morze, siedmiobarwna – x, ich – moja, radość życia – tęsknota.
Co oznacza x? to brakujące ogniwo w szeregu; to słowo, którego autorka nie użyła i które jednocześnie jest kluczem to zrozumienia całego wiersza. To musi być coś, co określa morze i co równocześnie jest opozycją do „siedmiobarwna”, a więc określa kolor. No więc: jednobarwne. Albo szare. A co to znaczy, jeżeli połączę ten przymiotnik ze słowem „tęsknota”? Jeżeli tęsknota jest szara, to znaczy, że jest smutna. A jeżeli jest jednobarwna? to znaczy, że dotyczy tylko jednego, czegoś jednego i niczego więcej.
A ta tęsknota – to coś więcej, niż tęsknota za miłością. To ta tęsknota, która jest naszą częścią, którą realizujemy na różne sposoby, którą zagłuszamy, ale która zawsze jest. Ludzie nazywają ją różnymi imionami… ja ją nazwę tęsknotą za Bogiem; tym pragnieniem, które On nam dał w momencie, kiedy nas stworzył – żebyśmy, nawet ciesząc się wszystkimi kolorami świata, wiedzieli zawsze, że to nam nie wystarczy; żebyśmy szukali Boga i mogli Go znaleźć.
Jaka jest moja tęsknota?
Magda
Morze Środziemne (zdjęcie od naszych sióstr z Palermo na Sycylii) |
W zeszłym tygodniu odbyło się w Rzymie spotkanie „Dominican Sisters International Confederation”, czyli „Międzynarodowej Konfederacji Sióstr Dominikanek”. Brała w nim udział także nasza przełożona generalna, bo od dwóch lat należymy do tego stowarzyszenia. Należy do niego około 70 zgromadzeń dominikańskich prowadzących działalność apostolską (na sto kilkanaście istniejących).
Powstało ono w roku 1995, ma na celu
DSI: obrady przełożonych generalnych, maj 2019 |
- wzajemne wspieranie się w życiu charyzmatem dominikańskim i promocję tożsamości kobiet kaznodziejów
- ułatwienie komunikacji i współpracy na poziomie krajowym i międzynarodowym
- promowanie pokoju i sprawiedliwości, troski o naturę i prawa człowieka, zwłaszcza dotyczących kobiet
- rozwijanie współpracy w Rodzinie Dominikańskiej.
Tutaj jest strona: http://www.dsiop.org, ale z dwoma “niestety”: po pierwsze, po angielsku; po drugie, nie uaktualniona.
PS Drugie zdjęcie w poście pochodzi z profilu facebookowego DSIC: https://www.facebook.com/DSI-Dominican-Sisters-International-477595342275409/
PS Drugie zdjęcie w poście pochodzi z profilu facebookowego DSIC: https://www.facebook.com/DSI-Dominican-Sisters-International-477595342275409/
Przez wstawiennictwo świętej Katarzyny ze Sieny i wszystkich patronów naszego kontynentu wznieśmy naszą modlitwę do Boga:
Boże, źródło sprawiedliwości, umocnij naszą wolę budowania sprawiedliwości na rzecz wszystkich, których spotykamy na naszej drodze, zwłaszcza najbiedniejszych z biednych.
Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Panie.
Ojcze naszego Pana, Jezusa Chrystusa, Księcia pokoju, obdarz nas pokojem serca i pomóż nam pracować na rzecz pokoju w dzisiejszej Europie i świecie.
Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Panie.
Ojcze, który posłałeś Ducha Świętego, niech Twoja mądrość towarzyszy tym, którym powierzono odpowiedzialność polityczną, ekonomiczną czy kulturalną w Europie. Błogosław wszystkim zaangażowanym w działalność instytucji międzynarodowych. Spraw, aby byli przekazicielami pokoju i sprawiedliwości w służbie dla Twojego Królestwa.
Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Panie.
Ojcze Tego, który prosił, abyśmy stanowili jedno, tak jak On stanowi jedno z Tobą, pomóż nam budować jedność i zgodę w naszych rodzinach, wspólnotach, miejscach pracy, w naszych miastach, krajach i na całym świecie.
Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Panie.
Ojcze, którego oblicze jest miłosierne i pełne łaski, uzdolnij nas w duchu wzajemnego szacunku do odkrywania bogactwa różnorodności poprzez naśladowanie Twojej miłości.
Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Panie.
Ojcze, źródło wszelkiej miłości, wlej w nas odwagę, abyśmy w naszych codziennych sprawach naśladowali Twojego Syna, naszego Pana Jezusa Chrystusa, który oddał swe życie na krzyżu dla naszego zbawienia, aby kultura miłości mogła wzrastać w naszych społeczeństwach.
Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Panie.
Od zwracania się jedni przeciw drugim – wybaw nas, Panie.
Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Panie.
Ojcze naszego Pana, Jezusa Chrystusa, Księcia pokoju, obdarz nas pokojem serca i pomóż nam pracować na rzecz pokoju w dzisiejszej Europie i świecie.
Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Panie.
Ojcze, który posłałeś Ducha Świętego, niech Twoja mądrość towarzyszy tym, którym powierzono odpowiedzialność polityczną, ekonomiczną czy kulturalną w Europie. Błogosław wszystkim zaangażowanym w działalność instytucji międzynarodowych. Spraw, aby byli przekazicielami pokoju i sprawiedliwości w służbie dla Twojego Królestwa.
Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Panie.
Ojcze Tego, który prosił, abyśmy stanowili jedno, tak jak On stanowi jedno z Tobą, pomóż nam budować jedność i zgodę w naszych rodzinach, wspólnotach, miejscach pracy, w naszych miastach, krajach i na całym świecie.
Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Panie.
Ojcze, którego oblicze jest miłosierne i pełne łaski, uzdolnij nas w duchu wzajemnego szacunku do odkrywania bogactwa różnorodności poprzez naśladowanie Twojej miłości.
Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Panie.
Ojcze, źródło wszelkiej miłości, wlej w nas odwagę, abyśmy w naszych codziennych sprawach naśladowali Twojego Syna, naszego Pana Jezusa Chrystusa, który oddał swe życie na krzyżu dla naszego zbawienia, aby kultura miłości mogła wzrastać w naszych społeczeństwach.
Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Panie.
Od zwracania się jedni przeciw drugim – wybaw nas, Panie.
Od lęku wobec różnorodności i tego, co nieznane – wybaw nas, Panie.
Od ducha podziałów – wybaw nas, Panie.
Od kłamstwa i fałszu – wybaw nas, Panie.
Od braku troski o wspólne dobro – wybaw nas, Panie.
Od obojętności – wybaw nas, Panie.
Od zamknięcia się na dialog – wybaw nas, Panie.
Od pogardy wobec życia – wybaw nas, Panie.
Od braku szacunku dla stworzenia – wybaw nas, Panie.
Od braku nadziei – wybaw nas, Panie.
Wraz ze świętą Katarzyną ze Sieny módlmy się wspólnie:
O Duchu Święty, przyjdź do mego serca!
O Boże żywy, mocą swoją świętą pociągnij me serce ku sobie.
Racz mi udzielić daru roztropnej miłości razem ze świętą bojaźnią.
Zachowaj mnie od wszelkiej złej myśli.
Niech miłość Twoja będzie mi żarem i światłem, ażeby każdy ciężar stał mi się lekkim ciężarem.
Święty mój Ojcze i słodki mój Panie! Wspomóż mnie w każdej Twej służbie.
Daj mi miłość Twoją. Amen.
Od ducha podziałów – wybaw nas, Panie.
Od kłamstwa i fałszu – wybaw nas, Panie.
Od braku troski o wspólne dobro – wybaw nas, Panie.
Od obojętności – wybaw nas, Panie.
Od zamknięcia się na dialog – wybaw nas, Panie.
Od pogardy wobec życia – wybaw nas, Panie.
Od braku szacunku dla stworzenia – wybaw nas, Panie.
Od braku nadziei – wybaw nas, Panie.
Wraz ze świętą Katarzyną ze Sieny módlmy się wspólnie:
O Duchu Święty, przyjdź do mego serca!
O Boże żywy, mocą swoją świętą pociągnij me serce ku sobie.
Racz mi udzielić daru roztropnej miłości razem ze świętą bojaźnią.
Zachowaj mnie od wszelkiej złej myśli.
Niech miłość Twoja będzie mi żarem i światłem, ażeby każdy ciężar stał mi się lekkim ciężarem.
Święty mój Ojcze i słodki mój Panie! Wspomóż mnie w każdej Twej służbie.
Daj mi miłość Twoją. Amen.
O Trójco Święta!
Przez światło wiary posiadam mądrość w mądrości Słowa, Jednorodzonego Syna Twego; przez światło wiary jestem silna, stała i wytrwała;
przez światło wiary żywię nadzieję, ono nie daje mi upaść w drodze. (…)
W tym świetle poznaję Ciebie i jesteś obecne w duchu moim, Dobro najwyższe i nieskończone.
Dobro ponad dobrami! Dobro szczęśliwe! Dobro niepojęte! Dobro niewysłowione! Piękności nad pięknościami! Mądrości nad mądrościami, raczej Mądrości sama!
Ty, chlebie aniołów, z ogniem miłości oddałeś się ludziom! Tyś jest szatą, która okrywa wszelką nagość!
Tyś jest pokarmem, który słodyczą swą żywi zgłodniałych. (…) Przyoblecz, przyoblecz mnie sobą, Prawdo wieczna,
abym przeszła przez to życie śmiertelne w prawdziwym posłuszeństwie i w świetle najświętszej wiary, którym na nowo upoiłeś duszę moją. (Dialog o Bożej Opatrzności, n. 167)
Święty Wojciech (ok. 956-997), Czech, student w Niemczech, biskup Pragi, misjonarz na Słowacji (podbitej wtedy przez Węgrów) i w Prusach, pielgrzym we Włoszech i w Francji męczennik, patron Polski – żeby dopełnić tej iście europejskiej geografii, przez kilka lat mieszkał w Rzymie.
Był już wtedy biskupem Pragi – i dwa razy z tej Pragi uciekał, za każdym razem właśnie do Rzymu. Po pierwszej ucieczce wrócił do Pragi,, ale potem znowu ją opuścił . Za drugim razem nie chciał wracać, zwłaszcza że doszła do niego wiadomość o śmierci krewnych, zabitych przez króla czeskiego: jego rodzina była na tyle ważna, że mogła uczestniczyć w polityce czeskiej; byli oni przeciwnikami panującej dynastii, a w tamtych czasach tak niekiedy rozwiązywano konflikty polityczne.
Był już wtedy biskupem Pragi – i dwa razy z tej Pragi uciekał, za każdym razem właśnie do Rzymu. Po pierwszej ucieczce wrócił do Pragi,, ale potem znowu ją opuścił . Za drugim razem nie chciał wracać, zwłaszcza że doszła do niego wiadomość o śmierci krewnych, zabitych przez króla czeskiego: jego rodzina była na tyle ważna, że mogła uczestniczyć w polityce czeskiej; byli oni przeciwnikami panującej dynastii, a w tamtych czasach tak niekiedy rozwiązywano konflikty polityczne.
Jego bezpośredni zwierzchnik, arcybiskup Magdeburga, w pewnym momencie zadecydował: albo powrót do diecezji, albo wyjazd na misje – i wtedy Wojciech wyruszył do Polski i dalej, do Prus, gdzie poniósł śmierć męczeńską. Jego misja trwała całych… 10 dni.
A kiedy przebywał w Rzymie, mieszkał w klasztorze świętych Bonifacego i Aleksego na Awentynie. Kościół ten został zbudowany w miejscu, gdzie według tradycji stał dom rodzinny świętego Aleksego. Aleksy to jeden ze świętych pokutników: wyruszył w świat, a potem wrócił do domu jako żebrak i mieszkał przez lata pod schodami, nierozpoznany przez bliskich. I to prawdopodobnie jeden z mnichów z tego klasztoru jest autorem jednego z żywotów św. Wojciecha.
A z klasztorem św. Aleksego byli też związani inni misjonarze: Benedykt i Bruno z Kwerfurtu. Benedykt to jeden z Pięciu Braci Polskich – eremitów, zabitych w Międzyrzeczu, w roku 1003. A Bruno był apostołem Pomorza i tam zginął, w roku 1009. Więc możliwe, że „Legenda o św. Aleksym”, jeden z najstarszych tekstów w języku polskim powstała właśnie pod ich wpływem.
Po męczeńskiej śmierci Wojciech został on od razu uznany za świętego (wtedy nie istniała jeszcze dzisiejsza procedura kanonizacji), więc niedługo później jego przyjaciel, cesarz Otto III ufundował kościół pod wezwaniem św. Adalberta (to było jego oficjalne imię) – już w roku 998. I to jest kościół na wyspie na Tybrze, dziś znany jako kościół św. Bartłomieja. W roku 1000 Otton otrzymał relikwię świętego Wojciecha, którą przekazał do tego kościoła. Otton wspierał kult św. Wojciecha – ufundował też klasztor w Pereum koło Rawenny pod jego wezwaniem, ale w momencie śmierci Ottona, w roku 1002, to się zatrzymało.
Kościół, oczywiście, był wielokrotnie przebudowany, ale przed ołtarzem zachowała się płaskorzeźba z pierwotnego kościoła, przedstawiająca św. Wojciecha – wizerunek z XI. To jest jego najstarszy wizerunek! (Polskie drzwi gnieźnieńskie to jest dopiero XII wiek).
Kult Wojciecha musiał być bardzo rozpowszechniony w Rzymie, bo mniszki z klasztoru św. Cecylii, komponujące w 2. połowie XI w. zbiór legend o świętych, włączyły do niego żywot Wojciecha, jako jedynego świętego im współczesnego.
A cała ta opowieść została zainspirowana przez książkę: Saints of the Chiristianization Age of Central Europe (Tenth-Eleventh Centuries) - podgląd okładki na zdjęciu. Pomyślcie tylko: Polka czyta w Rzymie opowieść o Czechu, przetłumaczoną z łaciny na angielski!
A kiedy przebywał w Rzymie, mieszkał w klasztorze świętych Bonifacego i Aleksego na Awentynie. Kościół ten został zbudowany w miejscu, gdzie według tradycji stał dom rodzinny świętego Aleksego. Aleksy to jeden ze świętych pokutników: wyruszył w świat, a potem wrócił do domu jako żebrak i mieszkał przez lata pod schodami, nierozpoznany przez bliskich. I to prawdopodobnie jeden z mnichów z tego klasztoru jest autorem jednego z żywotów św. Wojciecha.
A z klasztorem św. Aleksego byli też związani inni misjonarze: Benedykt i Bruno z Kwerfurtu. Benedykt to jeden z Pięciu Braci Polskich – eremitów, zabitych w Międzyrzeczu, w roku 1003. A Bruno był apostołem Pomorza i tam zginął, w roku 1009. Więc możliwe, że „Legenda o św. Aleksym”, jeden z najstarszych tekstów w języku polskim powstała właśnie pod ich wpływem.
Płaskorzeźba św. Wojciecha Kościół św. Bartłomieja w Rzymie |
Kościół, oczywiście, był wielokrotnie przebudowany, ale przed ołtarzem zachowała się płaskorzeźba z pierwotnego kościoła, przedstawiająca św. Wojciecha – wizerunek z XI. To jest jego najstarszy wizerunek! (Polskie drzwi gnieźnieńskie to jest dopiero XII wiek).
Kult Wojciecha musiał być bardzo rozpowszechniony w Rzymie, bo mniszki z klasztoru św. Cecylii, komponujące w 2. połowie XI w. zbiór legend o świętych, włączyły do niego żywot Wojciecha, jako jedynego świętego im współczesnego.
A cała ta opowieść została zainspirowana przez książkę: Saints of the Chiristianization Age of Central Europe (Tenth-Eleventh Centuries) - podgląd okładki na zdjęciu. Pomyślcie tylko: Polka czyta w Rzymie opowieść o Czechu, przetłumaczoną z łaciny na angielski!
Magda
"O wieczne miłosierdzie, które zakrywasz błędy stworzeń twoich! Nie dziwię się, że mówisz o tych, co porzucają grzech śmiertelny i wracają do Ciebie: Nie będę pamiętał, że obraziłeś Mnie kiedykolwiek (por. Ez 18,21-22). O niewysłowione miłosierdzie, nie dziwię się, że mówisz to do tych, którzy porzucają grzech, skoro mówisz o tych, co Cię prześladują: chcę, abyście modlili się za nich, iżbym uczynił im miłosierdzie.
O miłosierdzie, które wypływa z boskości twojej. Ojcze wieczny, które rządzi przez moc twą całym światem.
Przez miłosierdzie twoje zostaliśmy stworzeni i przez miłosierdzie twoje zostaliśmy na nowo stworzeni w krwi Syna twojego. Miłosierdzie twoje zachowuje nas. Miłosierdzie kazało Synowi twemu rozstrzygnąć bój na drzewie krzyża, w tej walce śmierci z życiem, a życia ze śmiercią. Wtedy życie pokonało śmierć grzechu, a śmierć grzechu odebrała życie cielesne nieskalanemu Barankowi. Kto został zwyciężony? Śmierć. Co było tego przyczyną? Miłosierdzie twoje.
Miłosierdzie twoje daje życie i daje światło i daje nam poznać twoje zmiłowanie dla każdego stworzenia, dla sprawiedliwych i grzeszników. Na wysokości nieba twoje miłosierdzie jaśnieje w świętych twoich. Gdy spojrzę na ziemię, ziemia opływa w miłosierdzie twoje. W ciemnościach piekła świeci miłosierdzie twoje nie zadając potępionym tak wielkiej kary, na jaką zasłużyli.
Miłosierdzie twoje łagodzi sprawiedliwość twą, przez miłosierdzie obmyłeś nas w krwi, przez miłosierdzie zechciałeś obcować ze stworzeniami twymi. O szaleńcze miłości! Nie dość Ci było wcielić się, że jeszcze zechciałeś umrzeć! Nie dość Ci było umrzeć, że jeszcze wstąpiłeś do piekieł, aby wyzwolić świętych Patriarchów i spełnić w nich twoją prawdę i miłosierdzie! Dobroć twoja bowiem obiecała szczęście tym, co Ci służą w prawdzie, dlatego zstąpiłeś do piekieł, by wydobyć z kaźni tych, co Ci służyli i oddać im owoc ich trudów.
Miłosierdzie twoje, zmusiło Cię dać jeszcze więcej człowiekowi. Zostawiłeś siebie na pokarm, aby umocnić naszą słabość, i aby niewiedza nasza, wspominając to, nie straciła pamięci dobrodziejstw twoich. Przeto dajesz się co dzień człowiekowi, zjawiając się w Sakramencie Ołtarza, w mistycznym ciele świętego Kościoła. Któż to uczynił? Miłosierdzie twoje! o, miłosierdzie! Serce się spala na myśl o tobie, bo gdziekolwiek zwrócę ducha, nie znajduję nic prócz miłosierdzia. O, Ojcze wieczny, przebacz ciemnocie mojej, że ośmieliłam się mówić w obliczu twoim, lecz miłość miłosierdzia twojego wybaczy mi w obliczu dobroci twojej".
Katarzyna ze Sieny
(Dialog, 30, tłum. L. Staff)
"Chrześcijanie, klaszczcie w dłonie, alleluja!
Pan nasz dziś zmartwychwstał, alleluja!" (z pieśni)
Życzymy Wam spotkania z Jezusem Zmartwychstałym: żywym i obecnym w Kościele. Spotkania, które przemienia życie. I wtedy święta będą naprawdę wesołe.
Pan nasz dziś zmartwychwstał, alleluja!" (z pieśni)
Życzymy Wam spotkania z Jezusem Zmartwychstałym: żywym i obecnym w Kościele. Spotkania, które przemienia życie. I wtedy święta będą naprawdę wesołe.
Czy wiecie, co to jest „roncola”? Pewnie nie, ja też nie wiedziałam. To jest taki wygięty nóż, zamocowany na długim kiju; coś jak zminiaturyzowana kosa ustawiona na sztorc. Używa się tego do przycinania winnej latorośli i pewnie też do innych prac ogrodniczych.
To przycinanie wygląda bardzo dramatycznie: bo też gałęzie są suche, popękane, powyginane – wyglądają zimą, jakby już nigdy nie miały ożyć. I tak wyglądają przez całą zimę. A potem, na wiosnę, pojawiają się na nich młode pędy – jasnozielone, świeże, delikatne; prześliczne. I to jest taka bardzo widoczna oznaka wiosny, powrotu ciepła, budzącego się życia.
A wtedy przechodzi ogrodnik, uzbrojony w ten właśnie nóż, i – ciach! obcina te gałązki, nawet nie co którąś, czy połowę – raczej większość. I wcale niekoniecznie obcina te najmniejsze; to, którą ciąć, a którą zostawić, to „wiedza tajemna” ogrodnika, owoc jego doświadczenia.
To obcinanie jest konieczne, bo jeżeli roślina będzie miała za dużo gałęzi, to cała jej siła pójdzie właśnie w te gałęzie, a nie w kwiaty i owoce. I owoce po prostu nie będą miały miejsca, żeby się rozwinąć. Więc tak, to jest konieczne – ale i tak bardzo dramatyczne.
Ale to jeszcze nie wszystko: to pierwsze przycinanie odbywa się wczesną wiosną, ale jest i drugie – pod koniec lata. Kiedy te zostawione wiosną gałązki urosły, zakwitły, zaowocowały – teraz owoce mają dojrzeć na słońcu. Więc obcina się te wszystkie liście i gałęzie, które je zasłaniają, nie mają owoców – są już niepotrzebne.
To jest drugie przycinanie. Oba wyglądają na niszczenie czegoś, co jest dobre; oba pewnie są jakoś „bolesne” dla rośliny. I oba są po to, żeby były owoce.
Magda
Kiedy chcemy zapalić ogień, który zgasł,
dmuchamy na ten jedyny węgielek, który jeszcze się żarzy,
nawet jeżeli jest maleńki, niemalże jedna iskierka.
Musimy tchnąć miłość na iskrę dobra, która każda dusza chroni w sobie,
dmuchamy na ten jedyny węgielek, który jeszcze się żarzy,
nawet jeżeli jest maleńki, niemalże jedna iskierka.
Musimy robić to samo, kiedy wydaje się nam, że nie ma wokół nas miłości,
kiedy ogień miłości zgasł w duszy, w kimkolwiek.
kiedy ogień miłości zgasł w duszy, w kimkolwiek.
Musimy tchnąć miłość na iskrę dobra, która każda dusza chroni w sobie,
może pod popiołem pozornego zimna.
Bajka mówi, że księżniczka została porwana.
Oczywiście, jej królewscy rodzice i cały dwór zaczęli jej szukać; na próżno.
Ogłoszono więc, że kto ją znajdzie, dostanie nagrodę. Potem następował opis księżniczki: złote loki, błękitna sukienka, wachlarzyk, białe pantofelki...
Więc zaraz zaczęły się pojawiać liczne księżniczki: wszystkie blondynki, w błękitnych sukienkach i białych pantofelkach, z wachlarzykami. I wszystkie były fałszywe. Dlaczego? Bo doprowadzone przed króla dygały głęboko i uroczyście szeptały „wasza królewska mość”.
A prawdziwa księżniczka, kiedy się wreszcie odnalazła – nie miała sukienki ani wachlarzyka, była brudna i obdarta, tak że strażnicy wcale nie chcieli jej wpuścić. I w dodatku natychmiast złamała wszystkie normy dobrego wychowania: zamiast szeptać i dygać, pobiegła do króla i rzuciła mu się na szyję, krzycząc „tatusiu!”.
***
Jesteśmy dziećmi Boga. Jak się wobec Niego zachowujemy? Kłaniamy się z dystansu, czy biegniemy Mu na spotkanie, pewni Jego miłości?
(A ta bajka to „Porwanie w Tiutiurlistanie”, cytowane z pamięci).
Magda
Oczywiście, jej królewscy rodzice i cały dwór zaczęli jej szukać; na próżno.
Ogłoszono więc, że kto ją znajdzie, dostanie nagrodę. Potem następował opis księżniczki: złote loki, błękitna sukienka, wachlarzyk, białe pantofelki...
Więc zaraz zaczęły się pojawiać liczne księżniczki: wszystkie blondynki, w błękitnych sukienkach i białych pantofelkach, z wachlarzykami. I wszystkie były fałszywe. Dlaczego? Bo doprowadzone przed króla dygały głęboko i uroczyście szeptały „wasza królewska mość”.
A prawdziwa księżniczka, kiedy się wreszcie odnalazła – nie miała sukienki ani wachlarzyka, była brudna i obdarta, tak że strażnicy wcale nie chcieli jej wpuścić. I w dodatku natychmiast złamała wszystkie normy dobrego wychowania: zamiast szeptać i dygać, pobiegła do króla i rzuciła mu się na szyję, krzycząc „tatusiu!”.
***
Jesteśmy dziećmi Boga. Jak się wobec Niego zachowujemy? Kłaniamy się z dystansu, czy biegniemy Mu na spotkanie, pewni Jego miłości?
(A ta bajka to „Porwanie w Tiutiurlistanie”, cytowane z pamięci).
Magda
Czy świat mówi mi o Bogu? Oczywiście.
Często i od zawsze, jeszcze zanim przeczytałam o tym u św. Pawła: „Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty - wiekuista Jego potęga oraz bóstwo - stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła” (Rz 1,20).
Świat mówi mi, że istnieje Bóg - jego Stwórca. Że jest On potężny, mądry, dobry... że kocha istnienie i piękno, i różnorodność; że ma nieskończoną wyobraźnię.
Galaktyki i komórki, i stokrotki i komety... Każde stworzenie inaczej, każde na swój sposób, każde podkreśla inną cechę Boga – ale wszystkie mówią, że skoro one są piękne, interesujące, wielkie, mocne, niezwykłe – to o ileż bardziej On, ich stwórca. O ileż bardziej – albo może poza wszelką skalą, poza wszelkim porównaniem.
Ale święty Ignacy Loyola dodaje coś jeszcze: twierdzi, że całe stworzenie, że wszystkie stworzenia mówią nam o Bogu – o Jego miłości do nas. Do każdego z nas. Do mnie.
Świat mówi mi, że istnieje Bóg - jego Stwórca. Że jest On potężny, mądry, dobry... że kocha istnienie i piękno, i różnorodność; że ma nieskończoną wyobraźnię.
Galaktyki i komórki, i stokrotki i komety... Każde stworzenie inaczej, każde na swój sposób, każde podkreśla inną cechę Boga – ale wszystkie mówią, że skoro one są piękne, interesujące, wielkie, mocne, niezwykłe – to o ileż bardziej On, ich stwórca. O ileż bardziej – albo może poza wszelką skalą, poza wszelkim porównaniem.
Ale święty Ignacy Loyola dodaje coś jeszcze: twierdzi, że całe stworzenie, że wszystkie stworzenia mówią nam o Bogu – o Jego miłości do nas. Do każdego z nas. Do mnie.
W jakimś małym miasteczku, dawno temu, mieszkało dwóch rabinów. Obaj byli wykształceni, obaj byli szanowani przez wszystkich mieszkańców – i obaj lubili dyskutować. W szczególności między sobą, każda okazja była dobra i każdy temat był dobry – do tego, by się nie zgadzać.
Po wielu spotkaniach, dyskusjach, po wielu latach jeden z nich umarł.
Na jego miejsce przybył inny rabin, młody i wykształcony.
Przy pierwszej okazji stary rabin przedstawił swoją opinię, a młody wstał i odpowiedział z szacunkiem:
- Dobrze powiedziałeś. Mogę wymienić trzydzieści powodów, dla których masz rację.
Na to stary rabin bardzo się rozgniewał:
- Źle mówisz, źle mi odpowiedziałeś. Gdyby na twoim miejscu był stary rabin, to on by powiedział: „Mogę wymienić trzydzieści powodów, dla których się mylisz”.
***
Zdumiewające, prawda? I to z więcej niż jednego powodu.
Chcieć, żeby inni się z nami nie zgadzali: nie tylko akceptować (co już byłoby wielkie!), ale tego chcieć.
Nie zgadzać się z kimś nie tylko w sposób powierzchowny, spontaniczny, naskórkowy, mówić „jesteś głupi”, albo po prostu nie słuchać; ale podać trzydzieści powodów (a nawet trzy...). To znaczy: przejąć się problemem, przemyśleć go, pogłębić; a więc uznać za godny dyskusji.
I jeszcze: jeżeli mógł powiedzieć te swoje trzydzieści powodów, to znaczy, że słuchający mu nie przerywał, nie bronił się, nie zaczynał dyskusji, nie odpowiadał... po prostu słuchał.
***
A może by spróbować? Podejść do osoby, z którą dyskutuję i powiedzieć „czy chcesz usłyszeć trzydzieści powodów, dla których uważam, że nie masz racji”?
(Tę historyjkę przyniosły siostry, które były na konferencji o „Włoskim tłumaczeniu Talmudu babilońskiego”. Mimo technicznie brzmiącego tytułu, konferencja okazała się bardzo interesująca).
Magda
Źródło zdjęcia: Christopher Michel, CC BY 2.0 <https://creativecommons.org/licenses/by/2.0>, via Wikimedia Commons
Po wielu spotkaniach, dyskusjach, po wielu latach jeden z nich umarł.
Na jego miejsce przybył inny rabin, młody i wykształcony.
Przy pierwszej okazji stary rabin przedstawił swoją opinię, a młody wstał i odpowiedział z szacunkiem:
- Dobrze powiedziałeś. Mogę wymienić trzydzieści powodów, dla których masz rację.
Na to stary rabin bardzo się rozgniewał:
- Źle mówisz, źle mi odpowiedziałeś. Gdyby na twoim miejscu był stary rabin, to on by powiedział: „Mogę wymienić trzydzieści powodów, dla których się mylisz”.
***
Zdumiewające, prawda? I to z więcej niż jednego powodu.
Chcieć, żeby inni się z nami nie zgadzali: nie tylko akceptować (co już byłoby wielkie!), ale tego chcieć.
Nie zgadzać się z kimś nie tylko w sposób powierzchowny, spontaniczny, naskórkowy, mówić „jesteś głupi”, albo po prostu nie słuchać; ale podać trzydzieści powodów (a nawet trzy...). To znaczy: przejąć się problemem, przemyśleć go, pogłębić; a więc uznać za godny dyskusji.
I jeszcze: jeżeli mógł powiedzieć te swoje trzydzieści powodów, to znaczy, że słuchający mu nie przerywał, nie bronił się, nie zaczynał dyskusji, nie odpowiadał... po prostu słuchał.
***
A może by spróbować? Podejść do osoby, z którą dyskutuję i powiedzieć „czy chcesz usłyszeć trzydzieści powodów, dla których uważam, że nie masz racji”?
(Tę historyjkę przyniosły siostry, które były na konferencji o „Włoskim tłumaczeniu Talmudu babilońskiego”. Mimo technicznie brzmiącego tytułu, konferencja okazała się bardzo interesująca).
Magda
„Mamy tak wierzyć w Ojca, jak On chce, aby weń wierzono; i tak wysławiać Syna, jak chce, aby Go sławiono; i tak przyjąć Ducha Świętego, jak On sam chce być przyjmowany.” (Z traktatu św. Hipolita, prezbitera, Przeciw błędom Noeta).
To było czytanie w Godzinie Czytań, jakiś czas temu. I z całego tekstu utkwiło mi w pamięci właśnie to zdanie. A z całego zdania, to sformułowanie: przyjmować jak… a stąd wynikło oczywiste pytanie: „jak?”. Bo skoro mamy Go przyjmować tak, jak chce nam się dać, to oczywiste wydaje się pytanie: no dobrze, to JAK On chce być przyjmowany? Jak Go przyjmować?
Najpierw to pytanie wydawało mi się dziwne: bo przecież przyjęłam Ducha św. w sakramentach chrztu i bierzmowania, proszę Go o pomoc przy podejmowaniu ważnych decyzji i przy rachunku sumienia, staram się być otwarta na inspiracje, często odmawiam Sekwencję do Ducha Świętego – a może to nie to? to nie wszystko? to nie wystarczy? Być może, owszem, przyjmuję, ale nie tak, jak On tego chce?
Oczywiście, to ważne, żeby ten kontakt w ogóle był, ale jeżeli już jest, to przecież można się starać o jego jakość; tak, ale jak?
No i wracam do pytania, które z upływem dni robiło się coraz bardziej natarczywe: ale JAK? Nie wiedziałam, jak odpowiedzieć; nie wiedziałam nawet, jak szukać odpowiedzi. I może trochę też myślałam, że to nie ma sensu: że to jest jedno z tych moich pytań, którymi zamęczam cały świat, a które nie mają sensu; że nie rozumiem tego, co rozumieją wszyscy i że czepiam się słów…
Więc pozwalałam, żeby to pytanie powracało, ale specjalnie się nim nie zajmowałam. I oto znalazłam odpowiedź, przynajmniej jakąś odpowiedź, przynajmniej dla mnie, na teraz. Ta odpowiedź znajdowała się w książce, którą dostałam do czytania już jakiś czas temu, kiedy byłam chora (więc na pociechę), ale wtedy nie miałam nawet siły czytać, więc tylko obejrzałam okładkę (rozrzucone ziarenka granatu na białym tle) i stwierdziłam, że jest śliczna, stwierdziłam, że znam autora (Jacques Philippe) i mam do niego zaufanie, stwierdziłam, że podtytuł (Nauka przymowania) mówi już wszystko, ale – odłożyłam.
Otworzyłam dopiero teraz i już w pierwszym rozdziale znalazłam odpowiedź na to moje pytanie. A właściwie, to było jeszcze lepiej: już w pierwszym zdaniu tego rozdziału okazało się, że autor w pełni zgadza się z moim niepokojem: „Najbardziej fundamentalnym pytaniem stawianym w chrześcijańskim życiu jest pytanie o to, w jaki sposób przyjąć łaskę Ducha Świętego”.
Więc jeszcze zanim doszłam do odpowiedzi, zrozumiałam, że moje pytania mają sens. I że mogę wrócić do pytania, bez przejmowania się opinią innych – jak dziecko, które odkrywa świat. Oczywiście, nie powinnam innych tym zamęczać; oczywiście, nie wszystkie moje pytania będą ważne dla wszystkich (tak jak, zresztą, niektóre pytania innych wydają mi się mało znaczące). Ale mogę je mieć. I mogę szukać odpowiedzi.
Najpierw autor zajmuje się problemem przyjmowania, które wcale nie jest takie łatwe, jak by się wydawało. A potem, zastanawiając się nad przyjmowaniem Ducha Świętego, wymienia 8 elementów. Są one – właściwie – znajome, to znaczy, oczywiście, już o nich słyszałam i starałam się praktykować, ale jakoś nie umiałam połączyć ich z tym właśnie pytaniem. Są to: wytrwałość w modlitwie, ufność, pokora, posłuszeństwo, praktykowanie wewnętrznego pokoju, życie chwilą obecną, oderwanie i wdzięczność. O każdym z nich jest trochę napisane; pewnie można napisać więcej czy inaczej, ale to nie ma znaczenia.
Byłam zachwycona, że znalazł się ktoś, kto odpowiada na moje pytanie; wdzięczna Bogu, że w ten sposób pokazuje mi, że moje pytania są ważne i że mogę znaleźć odpowiedzi.
Dobrze, a teraz chyba powinnam ujawnić, o jaką książkę chodzi. To „Gdybyś znała dar Boży. Nauka przyjmowania” Jacquesa Philippe’a (wydana przez wydawnictwo W drodze, w roku 2017).
A potem chciałam o tym napisać po polsku, więc znalazłam ten cytat w polskim brewiarzu i okazało się, że… że najważniejsze słowo zostało inaczej przetłumaczone: „Mamy tak wierzyć w Ojca, jak On chce, aby weń wierzono; i tak wysławiać Syna, jak chce, aby Go sławiono; i tak przyjąć Ducha Świętego, jak On nam chce się dać.” Z tej wersji tekstu wynika pytanie o to, jak Duch Święty chce nam się dać – a więc pytanie dotyczy raczej Jego działania niż naszej odpowiedzi. Która wersja tłumaczenia jest lepsza? Należałoby poszukać tekstu oryginalnego, ale właściwie, dla moich rozważań, to nie jest takie ważne.
Magda
Jakiś czas temu odwiedziłam starych znajomych. Przy okazji poznałam ich córeczkę, Tosię. Wiek z wyglądu trzy - cztery lata.
Zatkało mnie: przecież nie noszę ani habitu, ani welonu, a ta mała rozumie, że jestem jak ciocia Klysia. Ciocia, która jest karmelitanką, nosi habit z welonem i słucha "się" Pana Jezusa... :)
"Słucha Pana Jezusa!" Co za genialna synteza istoty życia konsekrowanego! Tosia wie więcej o istocie życia poświęconego Bogu, niż niejeden dorosły...
Dziękuję Ci, Boże, za świadectwo wiary tej rodziny, w której nawet małe dziecko łapie sens życia całkowicie poświęconego Tobie.
Sabina
PS Zdjęcie z Pixabay jest ilustracją. Imiona bohaterów - poza moim ;) - zostały zmienione.
- Ciociu..., a czy ty masz córkę?
- Nie. Nie mam córki.
- A DLACZEGO nie masz córki?
[Krojąc ciasto intensywnie myślę, co jej powiedzieć. Jaka odpowiedź będzie jednocześnie prawdziwa, krótka i dostosowana do percepcji dziecka? Już wiem: odpowiem jej tak...].
- Bo nie mam męża. :)
- A DLACZEGO nie masz męża?
[Panie Boże, jak ja mam wytłumaczyć czterolatce, dlaczego nie mam męża? No przecież nie zrobię jej wykładu o życiu konsekrowanym...] Zaczynam tworzyć jakąś namiastkę odpowiedzi:
- Nie wszyscy zakładają rodziny, mają męża i dzieci. Niektórzy są z Panem Bogiem... Dla Niego...
- A to ty jesteś jak ciocia Klysia! Bo ona nosi coś takiego na głowie i ona się słucha Pana Jezusa!
"Słucha Pana Jezusa!" Co za genialna synteza istoty życia konsekrowanego! Tosia wie więcej o istocie życia poświęconego Bogu, niż niejeden dorosły...
Dziękuję Ci, Boże, za świadectwo wiary tej rodziny, w której nawet małe dziecko łapie sens życia całkowicie poświęconego Tobie.
Sabina
PS Zdjęcie z Pixabay jest ilustracją. Imiona bohaterów - poza moim ;) - zostały zmienione.
Ojciec Fanfani to włoski dominikanin, który jest współzałożycielem naszego zgromadzenia.
Urodził się 24 listopada 1876 roku. Wstąpił do dominikanów w Bibienie, odbył formację w Fiesole i w Rzymie, w klasztorze S. Maria sopra Minerva, gdzie spędził prawie całe swoje życie.
Pomimo słabego zdrowia był bardzo aktywny i pracowity: wykładał teologię moralną na „Angelicum”, był proboszczem i przeorem klasztoru, kilka razy został wybrany prowincjałem swojej prowincji. Jego główne dzieła jako prowincjała to odzyskanie, remont i otwarcie klasztoru w Pistoi oraz otwarcie misji dominikańskiej w Pendżabie (wtedy Indie, dziś Pakistan).
W roku 1946 został socjuszem generała zakonu, o. Francisca Suareza dla prowincji włoskich. Był też cenionym spowiednikiem, doradcą, kierownikiem duchowym.
W roku 1912 nastąpiło spotkanie, które miało mieć wpływ na życie wielu osób. Pewna studentka przyszła się wyspowiadać i poprosiła go o prowadzenie duchowe. O. Ludwik był jej kierownikiem duchowym aż do swojej śmierci, czyli do 1955 roku. Tą studentką była Gina Tincani, nasza założycielka. To on zrozumiał najgłębsze pragnienie Giny: żyć życiem dominikańskim we wspólnocie sióstr, a jednocześnie być w pełni zaangażowaną w formację intelektualną i duchową młodych ludzi. Powoli oboje szukali możliwości realizacji tego nowego charyzmatu w Kościele i w Zakonie Dominikańskim, a w ciągu kilkunastu lat z grupki studentek i nauczycielek wyłoniło się zgromadzenie zakonne: Unia św. Katarzyny ze Sieny - Misjonarki Szkoły.
Urodził się 24 listopada 1876 roku. Wstąpił do dominikanów w Bibienie, odbył formację w Fiesole i w Rzymie, w klasztorze S. Maria sopra Minerva, gdzie spędził prawie całe swoje życie.
Pomimo słabego zdrowia był bardzo aktywny i pracowity: wykładał teologię moralną na „Angelicum”, był proboszczem i przeorem klasztoru, kilka razy został wybrany prowincjałem swojej prowincji. Jego główne dzieła jako prowincjała to odzyskanie, remont i otwarcie klasztoru w Pistoi oraz otwarcie misji dominikańskiej w Pendżabie (wtedy Indie, dziś Pakistan).
W roku 1946 został socjuszem generała zakonu, o. Francisca Suareza dla prowincji włoskich. Był też cenionym spowiednikiem, doradcą, kierownikiem duchowym.
W roku 1912 nastąpiło spotkanie, które miało mieć wpływ na życie wielu osób. Pewna studentka przyszła się wyspowiadać i poprosiła go o prowadzenie duchowe. O. Ludwik był jej kierownikiem duchowym aż do swojej śmierci, czyli do 1955 roku. Tą studentką była Gina Tincani, nasza założycielka. To on zrozumiał najgłębsze pragnienie Giny: żyć życiem dominikańskim we wspólnocie sióstr, a jednocześnie być w pełni zaangażowaną w formację intelektualną i duchową młodych ludzi. Powoli oboje szukali możliwości realizacji tego nowego charyzmatu w Kościele i w Zakonie Dominikańskim, a w ciągu kilkunastu lat z grupki studentek i nauczycielek wyłoniło się zgromadzenie zakonne: Unia św. Katarzyny ze Sieny - Misjonarki Szkoły.
O. Ludwik był silnym punktem odniesienia nie tylko dla samej Luigii Tincani, ale i dla kilku pierwszych pokoleń misjonarek szkoły. Do dziś najstarsze siostry mówią o nim il Padre (Ojciec). Warto też zauważyć, że za jego pośrednictwemnasze zgromadzenie przejęło od Zakonu Dominikańskiego styl życia w zakresie formacji duchowej i intelektualnej, organizacji życia wspólnego i liturgii.
W tych dniach ukazał się drukiem życiorys ojca Fanfaniego. Książka jest bardzo ciekawa, pełna fotografii i informacji, do których ostatnie pokolenia misjonarek szkoły miały dostęp tych z drugiej, albo trzeciej ręki. Polecamy!
misjonarki szkoły
PS Nad tekstem wiele pracowała nasza siostra Cesarina, a Magda robiła korekty tekstu, edycję zdjęć i inne ważne rzeczy, o kórych wydawcy nie piszą w stopkach redakcyjnych....
PS Nad tekstem wiele pracowała nasza siostra Cesarina, a Magda robiła korekty tekstu, edycję zdjęć i inne ważne rzeczy, o kórych wydawcy nie piszą w stopkach redakcyjnych....
Więcej na temat wpływu o. Ludwika na naszą historię można poczytać w tych postach:
Dla Izraelitów – tak jak dla wielu ludów, w ich czasie i kiedy indziej, w ich okolicy i gdzie indziej – wojna była stałą częścią życia. Wojna, albo przynajmniej jej możliwość, jej groźba.
Ale dla wierzących w jedynego Boga wszystko miało z Nim związek, wszystko się do Niego odnosiło: natura – stworzona przez Boga, dzięki której objawia On swoją chwałę. I historia: zdarzenia z życia poszczególnych ludzi i całego narodu. Więc i wojna była zdarzeniem, które w jakiś sposób objawiało Boga, mówiło o Jego działaniu, o Jego potędze i o Jego miłości.
Kiedy wojna była zwycięska – kiedy Bóg „wrzucił w morze rydwany faraona i jego wojsko” – to oznaczało opiekę Boga, Jego wierność, Jego miłość, Jego siłę i władanie nad historią.
Kiedy przychodziła klęska, był to znak, że lud oddalił się od Boga, że utracił kontakt z Nim – i że w ten sposób Bóg wzywa do nawrócenia.
Tak widziano działanie Boga we wszystkim, także w dramatycznych wydarzeniach ludzkiej historii. Ale prorocy patrzą dalej, patrzą poza historię – mówią o czasach mesjańskich, czasach ostatecznych, o czasach, które wykraczają poza znaną nam logikę. I oto jeden z elementów tych czasów: nie będą się zaprawiać do wojny. To coś więcej niż pokój: to pokój, który jest stały i trwały; to bezpieczeństwo, którego nie trzeba bronić, które opiera się na obecności Boga, a nie na nietrwałych sojuszach czy na niepewnej równowadze zbrojeń.
I tak prorok Izajasz obiecuje, że „nie będą się więcej zaprawiać do wojny” (Iz 2,4).
Co to znaczy, dla mnie? to znaczy poza sensem polityczno – militarnym? Chcę żyć w pokoju ze wszystkimi; w pokoju. Ale co to znaczy? oczywiście, brak konfliktów; ale prorok Izajasz mówi o czymś więcej: nie mówi on, że „nie będzie wojny”. Mówi, że „nie będą się zaprawiać do wojny”. Co to znaczy? Pragmatyczni i wojowniczy Rzymianie mówili „si vis pacem, para bellum” – jeśli chcesz pokoju, gotuj się do wojny. Ja oczywiście, nie prowadzę wojny i staram się żyć w pokoju – ale. Ale uświadomiłam sobie, że w moim sercu, w moich myślach jest strasznie dużo niepokoju, gniewu – i też przygotowań do tych maleńkich, lokalnych „wojen”. Te wojny są bardzo lokalne, bo toczą się tylko w mojej głowie; ale to nie znaczy, że przestają być wojnam Kiedy cokolwiek się dzieje, kiedy cokolwiek mi się nie podoba – włącza mi się płyta z nagraniem: „bo jak ona tak, to ja jej powiem – bo ona nie powinna – bo przecież ona też tak robi – bo jakbym ja jej powiedziała…” – co to jest? to jeszcze nie jest konflikt, bo to – dzięki Bogu – najczęściej pozostaje wewnątrz mnie. Ale to jest przygotowywanie się do wojny.
Jest to mechanizm ewolucyjnie uzasadniony i pożyteczny: żeby wyciągać wnioski z doświadczeń, żeby przygotowywać się do możliwych trudności. I ten mechanizm znajduje swoje miejsce także w życiu duchowym: bo Maryja „zachowywała i rozważała w sercu” wszystko, co dotyczyło Jezusa. Tak. Ale – po grzechu pierworodnym – stał się nieuporządkowany: stał się niepotrzebnym zaangażowaniem w konflikty tylko możliwe; wyścigiem zbrojeń.I jak każdy wyścig zbrojeń – jest to marnowanie sił i zasobów, i energii. A przecież Bóg powiedział, przez proroka Izajasza „nie będą się zaprawiać do wojny”.
„Nie będą…” – to jest ciekawa forma gramatyczna: to może wyrażać zobowiązanie (bo tak tez były sformułowane przykazania: nie będziesz zabijał), ale to przecież jest też, po prostu, czas przyszły. A więc stwierdzenie tego, jak będzie. A więc obietnica Boga.
Co można zrobić, żeby się spełniła?
Można próbować wyłączyć to „ja narracyjne”, które ciągle gada; ale może lepiej dać mu coś innego do mówienia? na przykład dziękowanie Bogu, za osoby, z którymi się spotykam. Modlitwa za nie. Błogosławienie.
I jeszcze można powtarzać sobie to zdanie z proroka Izajasza, tę obietnicę: więc za każdym razem (a zdarza mi się to kilka razy dziennie, jeśli nie kilkanaście), kiedy zauważam u siebie takie myśli, powtarzam sobie „nie będziesz się zaprawiać do wojny”.
Magda
Kardynał Pietro Parolin (watykański sekretarz stanu) odprawił w sobotę Mszę świętą i udzielił święceń biskupich księdzu Christophowi Zakhii El-Kassis. Ksiądz Christophe jest Libańczykiem, który dotychczas pracował w Sekretariacie Stanu w Watykanie. Urodził się w Libanie w roku 1968; został wyświęcony w roku 1994. Od roku 2000 pracował w służbie dyplomatycznej, w różnych nuncjaturach: w Indonezji, Sudanie, Turcji, a potem w Watykanie. Jego mottem biskupim jest „Panie, Ty wiesz, że Cię kocham”.
Dlaczego o tym piszę? Bo i my brałyśmy udział w tej Mszy świętej: kilkanaście misjonarek szkoły, mieszkających w Rzymie. Dlaczego? Bo ksiądz Christoph jest nowym nuncjuszem w Pakistanie.
To wszystko wyjaśnia, prawda? Pakistanki dowiedziały się, że został mianowany nuncjuszem, znalazły go, przedstawiły się i zaprosiły go do wspólnoty. I rzeczywiście: przyjechał, odprawił Mszę św., a potem bardzo ciekawie opowiadał o swoich doświadczeniach.
W przyszłym miesiącu leci do Pakistanu; pomódlcie się za niego.
Kiedy robiłam porządek w pudełku z przyborami do szycia, znalazłam foskę. Foska to znaczek Oazy, czyli Ruchu Światło – Życie. Nazywa się tak, bo tworzą ją dwa skrzyżowane greckie słowa, oznaczające właśnie „światło” i „życie”: fos i zoe.
(Czemu była w pudełku z szyciem? Prawdopodobnie dlatego, że wygląda trochę jak guzik. Czemu robiłam w nim porządek? Bo szukałam guzika od bluzki.)
W każdym razie przypomniałam sobie o Oazie i o wszystkim, co z nią jest związane; o tym, co jej zawdzięczam i o tym, co mogło być lepsze; ale w każdym razie zostawiło we mnie ślad.
Chodziłam na spotkania oazowe – właściwie już nie pamiętam, nie umiem zrekonstruować myśli, uczuć tej nastolatki z parafii św. Franciszka. Chyba po pierwsze dlatego, że były: u nas na wsi to było jedyne, co można było robić. Ale też, oczywiście, z wiary i z przekonania, to chyba był pierwszy moment, kiedy dotarło do mnie, że wiara jest moja, to znaczy to ja wybieram, że wierzę (wtedy jeszcze nie wiedziałam, że my możemy wybierać, bo już wcześniej zostaliśmy wybrani; że możemy szukać Boga, bo On nas znalazł)
Po latach, studiując teologię, uświadomiłam sobie, że to był naprawdę dobry, kompletny program, prowadzący do poznania Boga i do zaangażowania się w wiarę. I nawet jeżeli wtedy tego nie widziałam, to jakoś tam się zaczęło wiele ważnych rzeczy. Też wtedy dowiedziałam się, że mogę czytać Biblię i mówić o niej, i odkrywać w niej słowo Boga dla mnie.
W wieku lat 16 zostałam animatorką i to wtedy ożywiło we mnie sakrament bierzmowania: oto miałam okazję mówić o wierze; i czułam się odpowiedzialna za tych ludzi, do których mówiłam, młodszych ode mnie o dwa-trzy lata. Nie chciałam tego, nie czułam się na siłach – ale się zgodziłam, bo to było potrzebne. Więc myślę, że zrobiłam dobrze.
Czasem natykam się na nieprzychylne komentarze o Oazie: „brzydkie, grube dziewczyny w rozciągniętych swetrach, które klaszczą w łapki i śpiewają o miłości do Boga”. To boli – zwłaszcza dlatego, że to nie jest całkowicie fałszywe. Tak, taka byłam. No i co z tego? (A rozciągnięte swetry lubię nadal. I nadal jestem gruba). Trudno ocenić, co wtedy było wiarą, co było uczuciami, co było szukaniem przeżyć, albo sensu, albo Boga… zresztą, czy koniecznie to trzeba rozdzielać? ale to ważna część mnie, za którą jestem wdzięczna. I w końcu także przez to doświadczenie Bóg mnie prowadził do mojego powołania.
Magda
Dominikańska Misja Medialna (Media Mission) w Indiach została zainspirowana przez św. Jana Pawła II. Bardzo się rozrosła od skromnych początków, kiedy była projektem brata Rogera Godinho. Jej motto to „Ewangelizować wirtualny świat”. Ważnym momentem w jej rozwoju było założenie studia w Orlim (stan Goa).
Ostatnim projektem jest „Ewangelia dzisiaj”. To krótkie rozważania o Ewangelii z dnia. Dzięki temu osoby, które nie mogą uczestniczyć w codziennej Mszy św. mają okazję rozważania słowa Bożego; a dla młodych dominikanów to okazja, żeby doświadczyć głoszenia kazań.
Dlaczego o tym piszemy, dlaczego na polskim blogu zajmujemy się tym, co robią dominikanie w Indiach? Bo wśród osób, prowadzących rozważania, jest też nasza siostra Thresa. Mówi oczywiście po angielsku; można zobaczyć ją tutaj.
(na podstawie strony Dominican Friars India oprac. ms)
Subskrybuj:
Posty (Atom)